
Reżyser: Francis Lawrence
Na podstawie: Suzanne Collins, W pierścieniu ognia
Jedna z najbardziej przeze mnie wyczekiwanych w tym roku
premier kinowych nareszcie weszła na ekrany. Sama nie wiem czemu tak bardzo nie
mogłam się jej doczekać, skoro pierwsza część jakoś mnie specjalnie nie
zachwyciła. Chociaż trzeba przyznać, że zwiastuny drugiej robiły nadzieję.
Nadzieja matką głupich? Nie tym razem!
Zmiana na stanowisku reżyserskim (Gary’ego Rossa zastąpił
Francis Lawrence) wyszła ekranizacji na dobre. „W pierścieniu ognia” nie
straciło żadnej z zalet swojej poprzedniczki, za to większość niedociągnięć
została poprawiona. Widać to od razu. Narracja jest poprowadzona o wiele
płynniej, Lawrence odpowiada historię Katniss jakoś staranniej. Przede
wszystkim nie ma tu retrospekcji, które biorą się nie wiadomo skąd.
Aktorsko jest wciąż lepiej, choć i w pierwszej części nie
było źle. Tutaj z każdą kolejną minutą wszystko wygląda wiarygodniej. Jennifer
Lawrence grająca główną rolę ma naprawdę talent i świetnie go wykorzystuje.
Poprawił się Josh Hutcherson jako Peeta. No nareszcie zmienili mi trochę
fryzurę. Na uwagę zasługuje rewelacyjna kreacja Johanny w wykonaniu Jeny Malone
(kocham scenę w windzie xD). Miałam obawy co do Sama Claflina, który wcielał
się w Finnicka, jakoś inaczej go sobie wyobrażałam. Na szczęście moje obawy
okazały się zupełnie bezpodstawne, był idealny. Wiem, że ci, którzy nie czytali
książki, przez połowę filmu wahali się, po której Finnick jest stronie, a
przecież o to chodziło.
Nie muszę, mam nadzieję, wspominać o genialnym Donaldzie
Sutherlandzie (prezydent Snow),a co dopiero o jednym z moich ulubieńców w tych
filmach – Woodym Harrelsonie – nie wyobrażam sobie innego Haymitcha.
Wiem, wiem, pominęłam Gale,a (Liam Hemsworth), ale jakoś się
moim zdaniem tu nie wyróżniał.
Brawa, brawa i jeszcze raz brawa dla twórców tej części za podjęcie
wyzwania, jakim było stworzenie tej wymyślnej areny, którą wymyśli
ła pani Collins.
A jakie efekty!
Jeśli już mowa o efektach, to wszelkie „bajery” są na
wysokim poziomie. Uwielbiam suknię Katniss podczas prezentacji. Trish
Summerville – pani od kostiumów – jest geniuszem i tyle!
Co mi się nie podobało? Trzy rzeczy. Pierwsza – bąble po
zatruciu tą dziwną mgłą na arenie były rażąco sztuczne, ani przez chwilę nie
uwierzyłam, że bohaterom może się coś stać z ich powodu. Druga rzecz – scena „wyciągania”
Katniss z areny. Zaczęła się rewelacyjnie, te kolory itd., a potem… ugh... Ręce
rozłożone niczym Jezus, dziwna mina i niepotrzebne zupełnie zbliżenie ;/
Mój trzecie problem z tym filmem: dlaczego oni nadal dostają
dołączone do podarunków od sponsora notatki? Na litość Boską, są na arenie! Nie
mogą mieć JAKIEGOKOLWIEK kontaktu werbalnego ze światem zewnętrznym!
Podsumowując, „W pierścieniu ognia” to porządna ekranizacja,
o niebo lepsza od swojej poprzedniczki. Wzrusza i trzyma w napięciu. Idealnie
oddaje stworzone przez panią Collins wielowymiarowe postacie. Nadaje się
zarówno dla tych, którzy książki nie czytali, jak i dla zagorzałych czytelników
„Igrzysk”. Kto jeszcze nie widział, temu radzę czym prędzej wybrać się do kina!
A teraz pozostaje mi czekać na drugą część „Hobbita” ;)
Książka vs. Film: Książka