Harry Potter Broom -->

sobota, 27 grudnia 2014

[92] Jesteś cudem. 50 lekcji jak uczynić niemożliwe możliwym

Tytuł: Jesteś cudem. 50 lekcji jak uczynić niemożliwe możliwym.


Autorka: Regina Brett

Wydawnictwo: Insignis

Ilość stron: 300


O książkach Reginy Brett jest ostatnio dość głośno, a i czytałam kilka bardzo pochlebnych recenzji, toteż gdy przypadkiem wpadł mi w ręce zbiór felietonów pod uroczym tytułem „Jesteś cudem”, nie wahałam się ani chwili. I wiecie co? Wy też się nie wahajcie.

„Jesteś cudem.”, jak sam podtytuł wskazuje, to „50 lekcji jak uczynić niemożliwe możliwym.” 50 felietonów, które naprawdę (nie przesadzam!) mogą zmienić sposób patrzenia na świat. 50 niezwykłych historii zwykłych ludzi.

Te opowieści czyta się błyskawicznie, napisane są bardzo przystępnym, ale pełnym humoru i życzliwości językiem. Regina Brett potrafi świetnie kontaktować się z czytelnikiem. Ciekawi, zmusza do refleksji. Jednocześnie jest w tym swoim pisaniu sympatyczna i bardzo wyrozumiała, niczego nie narzuca, nie moralizuje. Po prostu proponuje inne rozwiązania.

O jakich rozwiązaniach mowa? O tym, byśmy nigdy się nie poddawali, wierzyli w siebie i w drugiego człowieka, zawsze starali się czynić dobro. Być dla innych, ale też nie zapominać o własnych potrzebach. „Jesteś cudem” – przekonuje autorka każdego z nas. Tak naprawdę każda z tych 50 historii pokazuje nam, jaka siła drzemie w ludziach, jak niewiele trzeba, by kogoś uszczęśliwić. Zdecydowanie przywraca to wiarę w człowieka, w ludzką dobroć, w to, że świat wcale nie jest taki zły. To naprawdę optymistyczna lektura, która dodaje nam mnóstwa pozytywnej energii.

Jest jeszcze jedna kwestia, którą muszę poruszyć. Książka ta jest wyraźnie pod wpływem wiary chrześcijańskiej i jeśli czujecie naprawdę silną niechęć do poruszania tematu wiary, możecie się zniechęcić. Widziałam sporo komentarzy, w których właśnie na ten aspekt „Jesteś cudem” narzekało sporo ludzi. Mnie to nie przeszkadzało, wydaje mi się, że autorka nikogo do niczego na siłę nie przekonuje. Ale może, jako osoba wierząca, odbierałam to inaczej?

Nie mogę nie wspomnieć, że książka jest bardzo ładnie i starannie wydana, a urocza okładka cieszy oko.


Nie mam pojęcia, co jeszcze mogłabym napisać o tej pozycji. Jeśli chcecie dowiedzieć się o niej czegoś więcej, przeczytajcie sami. Naprawdę nie powinniście tego żałować. Dla mnie to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam. 


Cytat:
"Żadna nadzieja nie jest zbyt śmiała. Żadna potrzeba nie jest zbyt wielka. Żadna nadzieja na cud nie jest zbyt absurdalna."

Ocena: 10/10


Recenzja bierze udział w wyzwaniach:




piątek, 19 grudnia 2014

Szlachetna Paczka

Wiem, że już ponad tydzień nie było recenzji, wybaczcie. Strasznie szybko leci ten przedświąteczny czas, prawda? Dziś co prawda również bez recenzji (która powinna pojawić się jeszcze przed świętami), ponieważ nie mogę się powstrzymać i czuję,  że muszę Wam napisać o czymś baaaardzo pozytywnym, czego ostatnio doświadczyłam, mianowicie o Szlachetnej Paczce! 



14 lat temu Ksiądz Jacek Stryczek z Krakowa wpadł na pomysł przygotowania świątecznych paczek dla przyjaciół w potrzebie. Dziś projekt łączy ludzi w całej Polsce. W tym roku pomoc otrzymało ponad 19,5 tys. rodzin!

Na czym polega jego wyjątkowość? Paczki trafiają do najbardziej potrzebujących rodzin. Każdą z nich opiekuje się wolontariusz, który odwiedza rodzinę, rozmawia z jej członkami i orientuje się w konkretnych potrzebach. Te bywają różne - od żywności i artykułów chemicznych, poprzez ubrania i zabawki aż do mebli i sprzętów AGD. Najważniejsze jest jednak to, że Paczka to nie zwyczajna pomoc materialna. Ma być impulsem do zmiany, sygnałem dla rodziny: "Ktoś się o Was troszczy, jesteście dla nas ważni". Ma być mądrą pomocą.

To filcowa sówka,
którą dostałam od rodziny. : )
W tym roku postanowiłam zostać wolontariuszką Szlachetnej Paczki. Niecały tydzień temu odbył się finał projektu, a upominki dotarły do moich dwóch paczkowych rodzin. Wyobraźcie sobie miny ludzi, do których mieszkania wolontariusze wnoszą kilkanaście paczek ozdobionych świątecznym papierem. Wyobraźcie sobie dzieciaki wyciągające z tych pudeł nowe zabawki, książki, ubrania i mnóstwo słodyczy. Wyobraźcie sobie, że znajdują się tam ich wymarzone prezenty, specjalnie dla nich! Uśmiechy na ich twarzach są bezcenne. 

Konkretny człowiek pomagający konkretnemu człowiekowi - to jest siła całej akcji. Wiecie, z czego najbardziej cieszyła się jedna z rodzin? Z kartek świątecznych wykonanych przez dzieci ze szkoły, która przygotowała dla nich Paczkę. Od razu wylądowały na półce za szybką, by były dobrze widoczne.

A tutaj laurka od dzieciaków.^^
Co roku włącza simę w ten projekt coraz więcej osób. Siostry Radwańskie, ekipy aktorów z seriali telewizyjnych (m.in. "Klanu" czy "M jak miłość"), Kamil Stoch, Szymon Majewski, Anna Mucha, siatkarze Asseco Resovii Rzeszów. Ba! Tym razem dla jednej z rodzin Paczkę osobiście przygotował nawet papież Franciszek! 

Mówi się, że w  Szlachetnej Paczce wszyscy wygrywamy. Zaraz Wam to wyjaśnię. Darczyńcy, pomagając, czerpią z tego niesamowitą radość. Wolontariusze, wierzcie mi, widząc radość obdarowanych rodzin, czerpią z tego mnóstwo energii. Rodziny dostają sygnał, że ich los nie jest nikomu obojętny. To wszystko przywraca wiarę w ludzi. 


Naprawdę dawno nie przeżyłam czegoś tak pozytywnego i wzruszającego. Dlatego wszystkich Was zachęcam, by za rok włączyć się jakoś w tę akcję - uwierzcie mi, że warto. Można zostać wolontariuszem, a można przygotować Paczkę. Zbierzcie znajomych, rodzinę, zaangażujcie całą szkołę, zakład pracy. Razem możemy więcej!

I kolejna laurka.

Niech te święta będą nie tylko dla nas. Bądźmy też w ten bożonarodzeniowy czas my dla kogoś!

czwartek, 11 grudnia 2014

[91] Krucha jak lód

Tytuł: Krucha jak lód

Autorka: Jodi Picoult

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Ilość stron: 606


Jodi Picoult nie boi się trudnych tematów. Widziałam to już w „Bez mojej zgody”, zobaczyłam także tym razem, w powieści „Krucha jak lód” tej samej autorki.

W obydwu tych książkach możemy dostrzec wiele podobieństw. Nieuleczalnie chora dziewczynka, jej rodzeństwo, rodzice, próbujący poradzić sobie z opieką nad niepełnosprawnym dzieckiem, w tle proces sądowy, dzielący rodzinę. A mimo tego, każdą z tych opowieści czytało się inaczej, każdą inaczej się przeżywało.

O czym w takim razie jest „Krucha jak lód”? Główną bohaterkę, Willow, poznajemy poprzez to, co mówią o niej (a właściwie do niej) inni. To ona jest adresatką poszczególnych rozdziałów, w których każda z ważniejszych postaci dochodzi do głosu w pierwszoosobowej narracji. Willow ma pięć lat, wzrost trzylatki i dojrzałość przynajmniej dziewięcioletniej dziewczynki. Te odstępstwa od „normy” to wynik ciężkiej choroby – OI – wrodzonej łamliwości kości. W ciągu swego krótkiego życia miała kilkadziesiąt złamań, wywołanych czasem prze kichnięcie czy zwykłe, niezbyt mocne uderzenie o, przykładowo, klamkę. Ma problemy z chodzeniem, nie może zbyt często brać udziału w zabawach ruchowych, w czasie wolnym czyta więc i buszuje po internecie, szukając przeróżnych ciekawostek, których opowiadaniem wciąż zaskakuje otoczenie. Wychowywanie chorej dziewczynki, potrzebującej specjalnego fotelika do samochodu, całodobowej opieki, specjalnego wózka i aparatu ruchowego, bardzo obciąża finansowo rodzinę. Na zapewnienie godnej opieki i materialne zabezpieczenie przyszłości swej córki, matka Willow znajduje nietypowy, kontrowersyjny sposób. Będzie musiała zdradzić zaufanie swej najbliższej przyjaciółki, zaryzykować małżeństwo, oddalić się od starszej córki. Czy poświęci wszystko, by Willow żyło się lepiej?

Akcja nie toczy się zbyt szybko, to przecież książka obyczajowa, nie przygodowa. Powieść obfituje w retrospekcje, dzięki którym lepiej poznajemy życie Willow i jej rodziny. Jodi Picoult poświęca też sporo czasu na wyjaśnianie czytelnikowi czym jest wrodzona łamliwość kości. Widać, że dobrze przygotowała się do napisania książki i wie, o czym pisze. Wystarczy zerknąć na początkowe podziękowania dla ludzi, z którymi konsultowała się na ten czy inny temat.  Ponadto zagłębia się w psychikę swoich postaci, tak, by czytelnik mógł zrozumieć ich postępowanie. Skutkiem tego, zostaje on postawiony przed dylematami moralnymi, które trudno rozwiązać, gdzie każda ze stron konfliktu ma rację, a jednocześnie jest w błędzie. Gdzie tak naprawdę nie ma dobrego rozwiązania.

O postaciach mogłabym pisać naprawdę długo, bo są świetnie wykreowane, przemyślane, przede wszystkim „żywe” – ze swoimi zaletami i wadami, z problemami, lękami, marzeniami i nadziejami. Sama Willow jest uroczym, kochanym dzieckiem, którego nie da się nie lubić. Jej siostra, Amelia, to z kolei dojrzewająca nastolatka, która pozbawiona zbyt dużej uwagi otoczenia (bo otoczenie skupia się, rzecz jasna, na młodszej z dziewczynek), nie radzi sobie z własnymi emocjami i trudną sytuacją, w jakiej znalazła się jej rodzina. Mimo to, nie przestaje troszczyć się o młodszą siostrę, która ze swej strony kocha ją i podziwia.

Charlotte to matka, nie widząca życia poza swoim dzieckiem, kobieta, która zawsze będzie o nie walczyć. Jej mąż, Sean z kolei próbuje pogodzić życie zawodowe z rodzinnym i jednocześnie bardzo uważa, by przy opiece nad Willow, nie zaniedbać starszej córki. Jako małżeństwo, często mają odmienne zdanie na pewne sprawy, jednak ich miłość wydaje się być niezniszczalna.

Oprócz tego poznajemy także innych bohaterów, m.in.  Piper, przyjaciółkę, a zarazem lekarkę Charlotte, której życie zostaje nagle wywrócone do góry nogami  oraz prawniczkę, Marin Gates, borykającą się z własnymi prywatnymi problemami.

„Krucha jak lód” porusza wiele trudnych kwestii. Mówi o niepełnosprawności i stawia pytanie: czy życie wypełnione cierpieniem ma jakiś sens? Czy warto walczyć do upadłego? Podejmuje problem przyjaźni i lojalności, zwraca uwagę na zagubienie młodych ludzi w okresie dojrzewania. Opowiada także o  adopcji – czy można być zupełnie szczęśliwym, nie znając swej przeszłości i korzeni? Czy biologiczna matka, która nie chciała wychowywać swojego dziecka, ma prawo nadal matką się nazywać?

Jodi Picoult umieściła też w swej powieści coś praktycznego: kilka przepisów na ciasta. Skąd się tam wzięły? Otóż książkowa Charlotte jest cukiernikiem. Musicie przyznać, że to ciekawy i oryginalny pomysł. 

Chciałabym też zwrócić Waszą uwagę na przecudną, słodką okładkę, w jaką oprawiona jest książka. Naprawdę brawa dla wydawnictwa. 


Szczerze polecam tę książkę tym, którzy chcą nad lekturą trochę pomyśleć i są gotowi na wiele, wiele emocji. 


Cytat:
"Żyjemy w dużych domach dla lalek, kompletnie nieświadomi tego, że w każdej chwili może pojawić się wielka dłoń i zmienić wszystko, co nas otacza, wszystko, do czego jesteśmy tak przywiązani."

Ocena: 9/10


Recenzja bierze udział w wyzwaniach:






czwartek, 4 grudnia 2014

[90] Ruiny Gorlanu

Tytuł: Ruiny Gorlanu

Seria: Zwiadowcy #1

Autor: John Flanagan

Wydawnictwo: Jaguar

Ilość stron: 320

Do przeczytania „Zwiadowców” zbierałam się naprawdę długo. Sporą zasługę w zainteresowaniu mnie tą serią miała Stella, nieustannie opowiadająca mi, jak świetne są te książki. Jednak wciąż pojawiało się na moim czytelniczym horyzoncie coś innego, co odwracało moją uwagę od słynnego cyklu Flanagana. W końcu jednak udało mi się zasiąść do czytania pierwszej części. Czy długo wyczekiwane spotkanie z lekturą okazało się ciekawe?

Głównym bohaterem jest piętnastoletni Will, wychowanek sierocińca przy pałacu barona Aralda. Nadszedł dzień, w którym zapadną decyzje dotyczące przyszłości chłopaka. Mimo marzeń o nauce w Szkole Rycerskiej, główny bohater trafia do legendarnego, owianego tajemnicą korpusu zwiadowców, jako czeladnik mistrza Halta. Tam poznaje historię swego kraju (i nie tylko), uczy się bycia niezauważalnym i uważnego obserwowania, bierze udział a tajnej misji i przeżywa niezapomniane przygody.

Zacznę od tego, że „Zwiadowcy” zdają się być taką trochę mieszanką „Harry’ego Pottera” z „Władcą pierścieni”. Świat przedstawiony niby raczej podobny do tolkienowskiego, ale sama historia zdolnego chłopca – sieroty  przywodzi nieustannie na myśl sagę Rowling. Nie brzmi to pewnie zbyt zachęcająco i zapowiada dość schematyczną lekturę, prawda? Nic bardziej mylnego! Mimo pewnych schematów, podobieństwa są subtelne, czytelnik się nie nudzi, a klimat wydaje się być taki „swojski”. Akcja toczy się dość szybko i chociaż to pierwszy tom, więc sporo miejsca autor poświęcił na przedstawienie postaci i nakreślenie świata, w którym rozgrywają się wydarzenia, nie ma miejsca na nudę. Ciekawie skonstruowana, choć nie najoryginalniejsza jak na razie fabuła, naprawdę wciąga. Świat powstały w wyobraźni Johna Flanagana intryguje.

Przejdę może do bohaterów. Will już  na wstępie zdobył moją sympatię. Jest inteligentny, zdolny i wrażliwy, ale zdarza mu się też popełniać błędy i zachować zwyczajnie głupio (bójka z Horacem), co sprawia, że nie jest postacią papierową. Z drugiej strony mamy Horace'a, u którego błędów jest jednak znacznie więcej, ale chłopak rozwija się i z pewnością nie należy do postaci negatywnych. 

Poznajemy też kilku innych przyjaciół Willa z sierocińca, z których każdy jest nieco inny, choć autor nie poświęcił im zbyt wiele czasu. Nie było jednak chyba takiej potrzeby, ich wątki z pewnością zostaną rozwinięte w kolejnych częściach (jeśli się mylę, dajcie znać). Uśmiech na mojej twarzy wywoływali też Stary Bob czy wyrozumiały, wiecznie uśmiechnięty baron Arald. Moim ulubieńcem jednak został mrukliwy, posępny, zgryźliwy, zawsze opanowany Halt, o którym mogłabym mówić naprawdę w samych superlatywach. Nie uniknął on co prawda podobieństwa do bohaterów znanych z innych książek (głównie widzę w nim trochę Broma z „Eragona”), ale takich postaci nigdy dość.

Trochę gorzej wygląda sprawa wydania powieści. Naprawdę nie wiem, co porabia korekta w wydawnictwie „Jaguar”, ale chyba niekoniecznie to, co powinna. Błędów tutaj bez liku, a przypominam, że inne propozycje tego wydawnictwa dbałością o poprawność też nie grzeszyły (świetna seria „GONE” i nie najgorszy początek cyklu „Czarny Londyn”). Szkoda, że tak dobre książki pełne są usterek: interpunkcyjnych, językowych czy zwykłych literówek.


Krótko mówiąc, pierwszy tom „Zwiadowców” polecam. Mam wrażenie, że rozpoczęłam „Ruinami Gorlanu” jakąś niezapomnianą przygodę. Opowieść o przyjaźni,  odwadze i honorze, opowiedziana nietrudnym, ale dość interesującym językiem, mimo paru niedociągnięć wydawniczych i podobieństwa do innych książek, na mnie wywarła bardzo pozytywne wrażenie.


Cytat:
"Jeśli przezwyciężyłeś kogoś, nie chełp się z tego powodu. Bądź wielkoduszny, pochwal go za to, w czym dobrze się sprawił. Porażka zaboli go, ale on nie da tego po sobie poznać. Ty zaś powinieneś pokazać, że potrafisz to docenić. Pochwałą możesz zyskać sobie przyjaciela. Przechwałki to jedynie sposób na to, by przysporzyć sobie wrogów. 

Ocena: 8/10


Recenzja bierze udział w wyzwaniach:






Popularne posty

The Hunger Games 32x32 Logo