Harry Potter Broom -->

poniedziałek, 22 czerwca 2015

[98] Ziemia skuta lodem

Tytuł: Ziemia skuta lodem

Seria: Zwiadowcy #3

Autor: John Flanagan

Wydawnictwo: Jaguar

Ilość stron: 350


Zaciekawiona „Ruinami Gorlanu” i usatysfakcjonowana kontynuacją – „Płonącym Mostem” postanowiłam kontynuować przygodę ze słynnym cyklem Johna Flanagana, który zjednał mu tylu czytelników na całym świecie i sięgnęłam po trzecią część „Zwiadowców”. Jak „Ziemia skuta lodem” wypada na tle swych poprzedniczek?

Will i Evanlyn trafili do skandiańskiej niewoli. Zmierzają do obcej sobie krainy, nie wiedząc zupełnie, co ich czeka. W dodatku dziewczyna musi ukrywać swoje królewskie pochodzenie, by nie wpaść w jeszcze większe tarapaty. Czytelnik śledzi, jak ta dwójka młodych ludzi próbuje poradzić sobie w nowych, trudnych warunkach, jak gorączkowo szuka drogi ucieczki. Czy ją znajdzie?
Tymczasem Halt i Horace wyruszają we własną, równie pełną niebezpieczeństw podróż. Jej celem jest uratowanie Willa – przyjaciela Horace’a i ucznia Halta, do którego ten szczerze się przywiązał i którego poprzysiągł uratować. Jednak król uważa, że priorytetem działania Korpusu Zwiadowców jest coś innego…

Na początek minusy, których, na szczęście, jest bardzo mało. A właściwie tylko jeden. Niewiele mnie zaskoczyło. Historia przedstawiona przez Flanagana jest dość łatwa do przewidzenia i naprawdę nietrudno się w niej połapać. Nawet zakończenie wydaje się być zwyczajnie oczekiwane przez czytelnika, który chyba nie spodziewa się niczego innego.

A mimo wszystko, historia Willa i spółki nie nudzi i tutaj ujawnia się talent autora. Niby nic szczególnego, a jednak czyta się to z zainteresowaniem, coraz bardziej zżywając się z bohaterami. Nie wiem, czy to zasługa wartkiej akcji czy też lekkiego pióra Flanagana, ale „Zwiadowcy” z każdą częścią wciągają coraz bardziej, przygoda zaczyna nabierać tempa, a świat przedstawiony w serii staje się coraz bliższy.

Wspomniałam o bohaterach, bo też nie sposób ich nie docenić. Zwłaszcza, że, ku mojej wielkiej radości, niemal połowa książki skupia się na moim ulubieńcu – Halcie. Co prawda w towarzystwie Horace’a, którego lubię o wiele mniej, ale przy starym zwiadowcy wszyscy zyskują. Mniej było za to Willa, głównego bohatera, kosztem rozwoju Evanlyn i przede wszystkim skandyjskiego kapitana, Eraka. Ten okazał się być bohaterem niezwykle intrygującym i szybko zdobył moje czytelnicze serce. 

Wydaje mi się jednak, że każdemu poświęcono dokładnie tyle miejsca, ile było trzeba, nie mniej i nie więcej. Dzięki temu możemy poznać różne połączone z sobą historie i różne punkty widzenia. Stworzyć sobie pełniejszy obraz całej historii. To także pokazuje wyczucie autora.


Wyjątkowy klimat cyklu pozostał utrzymany. Przygoda z nutką elementów fantastycznych – idealna mieszanka dla młodego czytelnika (choć i dorośli narzekać nie powinni). Okraszona humorem, z barwnymi  postaciami, coraz bardziej „swojska” z każdym tomem.  Zdecydowanie warta polecenia.


Cytat:
"Jednak nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro. Najważniejsze, żeby wierzyć, nie poddawać się. Teg nauczył mnie Halt. Nigdy się nie poddawaj, bowiem kiedy pojawi się sposobność, musisz być gotów, żeby z niej skorzystać."

Ocena:  8/10

poniedziałek, 15 czerwca 2015

[97] Gwiazd naszych wina

Tytuł: Gwiazd naszych wina

Autor: John Green

Wydawnictwo:Bukowy las

Ilość stron: 320


Pewnie co niektórzy z Was wiedzą już, że nie przepadam ani za typowymi młodzieżówkami, ani za książkami, których głównym tematem jest miłość. Nie przepadam także za tkliwymi pozycjami, które składają się z samych scen – wyciskaczy łez. Dlatego też początkowo nie miałam najmniejszej ochoty sięgać po słynną powieść Johna Greena, „Gwiazd naszych wina”.  Jednak recenzje, które czytałam były naprawdę zachęcające i sugerowały, że ta książka naprawdę warta jest uwagi. Że mówi co prawda o dwojgu młodych, zakochanych w sobie ludziach, w dodatku zmagających się ze śmiertelną chorobą, ale nie jest schematyczna i prezentuje sobą coś więcej niż przesłodzone sceny wyznawania sobie uczuć. Jeszcze bardziej zachęciła mnie ekranizacja, na którą wyciągnęła mnie koleżanka. I całe szczęście, że jednak to wszystko przekonało mnie do sięgnięcia po ten bestseller.

Parę słów fabule, która, mimo wszystko, skomplikowana jednak nie jest. Siedemnastoletnia Hazel Grace  od czterech lat walczy z nowotworem. Przerzuty do płuc sprawiły, że dziewczyna nie rusza się nigdzie bez aparatu tlenowego. Lekarze nie dają jej szans na powrót do zdrowia. Dziewczyna nie ma zbyt wielu przyjaciół, jest bardzo samotna. Na grupie wsparcia poznaje Augustusa – chłopaka, dzięki któremu na nowo odzyskuje radość życia.

Czytelnik może obserwować rodzące się uczucie dwojga młodych ludzi, którzy  przecież nie różnią się od swych rówieśników. Poza tym, że są śmiertelnie chorzy, są też zwyczajnymi nastolatkami. To zostaje wielokrotnie podkreślone – nikt tych postaci nie koloryzuje, nie heroizuje, brak tu zbędnego patosu, czego trochę obawiałam się w książce tego rodzaju. To zwyczajni nastolatkowie: mający wiele wątpliwości, szukający wsparcia u bliskich im osób, w tym przyjaciół, żartujący, mający swoje pasje i marzenia, złoszczący się. Wszystko to jednak zostaje niestety zdominowane przez chorobę, z którą muszą zmagać się każdego dnia, a która sprawia, że każdy dzień może być ostatni. I chyba właśnie ten cień choroby budzi tak głęboki smutek, kiedy czyta się tę powieść. Dobrze, że autor go nie podkreślał na każdym kroku, a jednak pozwala go odczuć. Green naprawdę potrafi stworzyć wyjątkowy nastrój lektury, okraszając ją dodatkowo scenami humorystycznymi – dzięki temu chwilami mamy ochotę płakać, a chwilami się uśmiechamy, czy wręcz głośno śmiejemy. Jak w życiu.

Wiarygodne postacie to duży plus tej powieści. Oprócz wrażliwej, kochającej czytać Hazel i wiecznie optymistycznego Augustusa, mamy też Issaka, przechodzącego ciężkie chwile, potrzebującego wsparcia przyjaciół, ale i wspierającego ich. Mamy starego, zgorzkniałego pisarza, którego tragedia z przeszłości zmieniła w opryskliwego gbura. A przede wszystkim, mamy rodziców Hazel i Gusa, którzy muszą poradzić sobie ze świadomością, że ich dzieci są śmiertelnie chore. Którzy muszą z tą świadomością żyć i przygotować się na odejście ukochanych pociech, na życie po ich śmierci.

Nie powiem, że wszystko mi się  podobało. Miałam problem z konstrukcją zdań, zwłaszcza na początku książki. Niektóre brzmiały bardzo niezgrabnie, ale nie wiem, na ile to wina autora, a na ile polskiego tłumaczenia. Poza tym jest naprawdę świetnie. Narratorką całej powieści jest Grace, co sprawia, że lektura ta jest zrozumiała i przyjemna w odbiorze dla młodego czytelnika.


„Gwiazd naszych wina” to pełna uroku opowieść, mówiąca o sprawach trudnych w niezwykle prosty sposób. Skłaniająca do refleksji, ale nie moralizatorska. Wzruszająca, ale i zabawna. I z całą pewnością warta polecenia. 


Cytat: 
"... martwi widziani są tylko przez potworne pozbawione powiek oczy pamięci. Żywi, dzięki Bogu, zachowują zdolność zaskakiwania i rozczarowywania."

Ocena: 8/10

poniedziałek, 1 czerwca 2015

[96] Baudolino


Wracam do żywych. Aż trudno mi uwierzyć, że ostatnią recenzję opublikowałam w lutym. Myślę jednak, że trochę przerwy wyjdzie na dobre i mnie, i blogowi, za którym się już trochę stęskniłam. Musiałam nieco odpocząć w tej maturalnej gonitwie, swoją drogą, nieco bezsensownej. Matura zdecydowanie jest przereklamowana. 
Będę starała się trzymać regularnego dodawania recenzji co tydzień, w razie jakiegoś przestoju związanego np. z wakacyjnym wyjazdem, będę na bieżąco informować na facebooku.
Pozdrawiam,
wasza StrawCherry. ; )


Tytuł: Baudolino

Autor: Umberto Eco

Wydawnictwo: Noir sur Blanc

Ilość stron: 516


Za twórczość  Umberto Eco chciałam się zabrać już od dawna, choć planowałam zacząć od „Imienia Róży”. Zachwalanie tego autora przez Sapkowskiego w „Historii i fantastyce” ostatecznie mnie zmobilizowało, jednak na półce miałam akurat „Baudolina”, więc sięgnęłam ostatecznie po  tę właśnie powieść Eco. Jak wypadło moje pierwsze spotkanie z tak słynnym pisarzem?

Jest rok 1204, trwa krucjata. Krzyżowcy plądrują Konstantynopol. Na ulicach nie jest bezpiecznie, nawet mury świątyń nie stanowią pewnego schronienia. Miasto zaczyna płonąć. W tym zgiełku i chaosie tytułowy Baudolino opowiada uratowanemu właśnie bizantyjskiemu historykowi, Niketasowi, dzieje swego życia. A jest co opowiadać – zaczynając od lat spędzonych na dworze cesarza Fryderyka Barbarossy, poprzez studia w Paryżu, aż po wędrówkę do legendarnego królestwa Księdza Jana.

Umberto Eco odmalował fascynujący obraz średniowiecznej Europy. Jej realia, kulturę, ludzkie myślenie. Opowiedział historię sporów Barbarossy z miastami włoskimi, dotknął tematu wypraw krzyżowych, opisał znaną legendę. Ubarwił to wszystko pewnymi elementami fantastycznymi (kraj diakona), dużą dozą dystansu i poczucia humoru (dowodem na to niech będzie ten cytat: "A kiedy ładował [Noe] na arkę zwierzęta, musiał być zalany w belę, bo przesadził z komarami, a zapomniał o jednorożcach.") . To wszystko, wraz z akcją rozwijającą się z początku powoli, później zaś coraz szybciej, wciąga czytelnia całkowicie w świat przedstawiony przez pisarza.

Do tego w „Baudolinie” znajdziemy wiele barwnych postaci, z tytułowym bohaterem na czele. Już od małego bardzo bystry (zwłaszcza, jeśli chodzi o naukę języków), posiadający bujną wyobraźnię i dar przekonywania, potrafił zjednać sobie serce cesarza Fryderyka. Przyznam, że moje też. Po prostu nie da się go nie lubić, chociaż niezły z niego szelma. Sam Fryderyk także zyskał moją sympatię, mimo swej zapalczywości. Polubiłam też oryginalną kompanię przyjaciół Baudolina, mieszkańców jego rodzinnej Aleksandrii i dociekliwego, ceniącego dobre jadło Niketasa.

Przyznaję, że styl pisania Umberto Eco jest specyficzny i kogoś, kto nie miał z nim jeszcze styczności, może nużyć, przynajmniej początkowo. Przy pierwszych rozdziałach dopadało mnie czasami zniechęcenie, jednak nie na tyle, by odłożyć książkę. Z każdą stroną jednak byłam coraz bardziej zachwycona tą opowieścią. Po mistrzowsku ukazany klimat epoki i zaskakujące spojrzenie na historię są dowodem niezwykłego kunsztu pisarskiego i erudycji Umberto Eco.

Problemy niektórym czytelnikom może sprawić pierwszy rozdział – są to próby literackie Baudolina, spisane archaicznym językiem i stylizowaną czcionką, nieprzyjemną do czytania. Jednak nie ma to wpływu na fabułę, więc jeśli komuś nie chce się przez to brnąć, nie zrobi sobie dużej krzywdy, omijając ten fragment.

„Baudolino” to jednak nie tylko historia o chłopcu wychowanym na dworze cesarskim, poszukującym zaginionego królestwa. To przede wszystkim opowieść o ludziach, o ich niekiedy naiwnej wierze we wszystko, co się im powie, o utopii, o micie, który staje się rzeczywistością. I jako taka, jest naprawdę godna uwagi.


Cytat:
"- Co jest mocniejsze, śmierć czy życie?
 - Życie, albowiem słońce, gdy wschodzi, ma promienie świetliste i olśniewające, a gdy zachodzi wydaje się słabsze."

Ocena: 8/10

Popularne posty

The Hunger Games 32x32 Logo