Harry Potter Broom -->

sobota, 22 grudnia 2012

[18] Opowiadania bożonarodzeniowe

Tytuł: Opowiadania Bożonarodzeniowe

Autor: Bruno Ferrero

Wydawnictwo: Wydawnictwo Salezjańskie


"Opowiadania bożonarodzeniowe" to zbiór sześćdziesięciu przepięknych, pełnych ciepła opowieści o świętach. Uczą, bawią, nadają się zarówno do czytania dzieciom, jak i dla dorosłych. Skłaniają do zadumy i refleksji. Pokazują, o co naprawdę chodzi w Świętach Bożego narodzenia.

Można je czytać wiele razy, a nigdy się nie znudzą. Napisane są prostym, zgrabnym stylem. Każde z nich ma najwyżej kilka stron, więc czyta się je bardzo szybko, a każde  sprawia, że chcemy poznać więcej opowiastek.

To opowiadania zarówno nowe, jak i te, które znamy od lat, zebrane w jednej dwustu-stronicowej książeczce, o uroczej, delikatnej okładce. Pierwsze litery tytułów napisano ozdobną, cieszącą oko szarą czcionką.

Każda opowieść poprzedzona jest jednym lub dwoma króciutkimi zdaniami, zawierającymi przesłanie danej opowiastki.

Trudno mi wskazać swoje ulubione opowiadanie, uwielbiam je wszystkie. Do moich ukochanych z pewnością należą:
  • Tatuś na Boże Narodzenie - o chłopcu, którego pozornie niemożliwe do zrealizowania świąteczne marzenie się spełniło
  • Tunika Idrisa - o tym, jak ważne są uczucia ludzkie
  • Najinteligentniejszy syn - o tym, co naprawdę ważne
  • Maleńka - o małej dziewczynce, potrafiącej cieszyć się życiem, jak nikt inny
  • Staruszka, która czekała na Boga - o tym, jak często nie dostrzegamy dobra w drugim człowieku
  • Paczuszka w złocistym kolorze - o tym, jak niewiele trzeba, by wywołać uśmiech na twarzy drugiego człowieka.
Idealna książeczka na Boże Narodzenie. Prosta i niepozorna, a zawiera tyle ciepła i mądrości. 

Cytat: 
"- Hurra - krzyknęła Hela, gdy zostały same w domu - Paczuszka wróciła do nas! Ale teraz, babciu, powiedz mi, co jest tam w środku?
- Nic specjalnego - odpowiedziała babcia - jedynie trochę miłości"

Ocena: 7/10

To by była taka recenzja z okazji świąt. Znowu nie zdążyłam w tym tygodniu dodać Top 10, przepraszam, ale tak czasami będzie. 



Życzę Wam wszystkim zdrowych, spokojnych, radosnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia. Żeby były czymś więcej, niż tylko Kevinem na Polsacie. Żeby zostawiły w nas trwały ślad i taką dawkę pozytywnej energii, aby starczyła na cały rok. 



niedziela, 16 grudnia 2012

[17] GONE. Faza pierwsza: Niepokój

Tytuł: Faza pierwsza: Niepokój

Seria: GONE: Zniknęli #1


Autor: Michael Grant

Wydawnictwo: Jaguar



Po „Gone” sięgnęłam zachęcona pochlebnymi recenzjami, na które natrafiłam w Internecie. I… Dziękuję wszystkim, którzy te recenzje pisali. Dzięki Wam poznałam kolejną świetną serię. 

Opowiada ona o obszarze oddzielonym od świata dziwną barierą. Obszarze, z którego pewnego dnia znikają wszyscy powyżej piętnastego roku życia. Zostają dzieci i muszą jakoś żyć dalej. Ten obszar to ETAP – Ekstremalne Terytorium Alei Promieniotwórczej. W jego centrum znajduje się stara elektrownia. To prawdopodobnie tam wszystko się zaczęło...

Życie w ETAPie nie jest proste. Nastolatki nie są przygotowane do samodzielnego życia. A trzeba coś jeść, pić, opiekować się maluchami i poradzić sobie z tęsknotą za bliskimi. Najlepiej byłoby też odkryć, co spowodowało zniknięcie wszystkich dorosłych. Chaos jest wszechobecny. Pozbawieni nadzoru chuligani szybko dają się we znaki pozostałym mieszkańcom miasteczka Perdido Beach. Nikt nad tym wszystkim nie panuje. W dodatku mają miejsce dziwne mutacje – zarówno u ludzi jak i u zwierząt. Pojawiają się latające węże i mówiące kojoty, a niektóre dzieciaki zyskują dodatkowe moce – panowanie nad grawitacją, niewidzialność, teleportacja, strzelanie ogniem z dłoni itp. Do tego wszystkiego nad mieszkańcami ETAPu wisi niepokój, że w dniu swoich piętnastych urodzin oni również znikną. 

Sam Temple, główny bohater, ma już prawie piętnaście lat. To skromny, inteligentny chłopak, posiadający spore zdolności przywódcze. Dzięki bohaterskiej akcji i zachowaniu zimnej krwi, pozostałe dzieci darzą go zaufaniem. Choć niechętnie, chłopak zaczyna czuć się odpowiedzialny za ich los. Jednak zaprowadzić porządek w tej dziwnej nowej rzeczywistości nie jest łatwo, a już z pewnością nie ułatwiają tego uczniowie Coates Academy – szkoły dla trudnej młodzieży, którzy szybko zdobywają władzę w mieście. Ich rządy są bezlitosne. 

W „Gone” występuje mnóstwo bohaterów. Polubiłam zwłaszcza Sama oraz Genialną Astrid o nieprzeciętnej inteligencji i ogromnych pokładach cierpliwości w stosunku do jej pięcioletniego, cierpiącego na autyzm braciszka, Pete’a. Ten chłopiec o silnych zdolnościach teleportacyjnych wydaje się być w jakiś dziwny sposób powiązany z ETAPem. 

Sympatię wzbudzają także Edilio oraz Lana, która jest typem samotniczki, a jej najlepszy towarzysz to pies Patrick.  Na podziw zasługuje też moi m zdaniem Mary, opiekująca się przedszkolem. Nie cierpię za to Quina, najlepszego przyjaciela Sama z czasów przed ETAPem. Irytował mnie jak nikt inny, nawet okrutni Caine i Drake, złośliwa Diana oraz cała reszta bandy z Coates czy osiłek Orc i podlizujący mu się Howard, bo oni byli po prostu przedstawieni jako ci źli, podczas gdy autor chyba stara się, byśmy kibicowali Quinowi, pomimo że popełnia on tyle głupot i potrafi zdradzić przyjaciół. Ogólnie postacie są świetnie wykreowane, każdy jest zupełnie inny. Historię poznajemy z różnych punktów widzenia, co jest interesującym zabiegiem. 

Język Michaela Granta jest prosty, ale nie prymitywny. Akcja jest wartka, przynajmniej w drugiej połowie książki. Przez pierwsze sto stron powieść zapowiada się średnio, ale radzę się nie zniechęcać  - dalej jest coraz lepiej. Problematyka dość interesująca. Jak samodzielne mogą być dzieci? Jak zachowują się ludzie wobec siebie, gdy przychodzi im walczyć o przetrwanie? Jak zapanować nad społeczeństwem kompletnie nieprzystosowanym do życia bez dorosłych? Jak odnaleźć się w nowych warunkach i sytuacji?

Jak chyba w każdej książce młodzieżowej, tak również w „Gone” występuje wątek romantyczny. Jest on jednak przedstawiony w sposób naturalny i, co ważne, nie wysuwa się na pierwszy plan. 

Z przodu książki mamy dwie mapki: Perdido Beach oraz całego Etapu. Bywają przydatne. Okładka... no cóż, nie najwyższych lotów, według mnie - nie lubię ludzi na okładkach. 

Krótko mówiąc – „Gone. Faza pierwsza: niepokój” to świetna książka dla wielbicieli opowieści z dużą ilością akcji i bohaterów. I nie tylko dla nich. Polecam wszystkim.


Cytat:
"Świat jest taki, jakim go uczynimy. Ale myślę też, że czasami możemy prosić Boga o pomoc, a On pomoże. Czasami mi się wydaje, że siada i mówi: "Jejku, co te głupki teraz wyprawiają, chyba lepiej trochę im pomóc"

Ocena: 8/10

Przepraszam za to małe, jednodniowe opóźnienie. I za brak Top 10 w tym tygodniu. Powód? Nauczyciele chyba zauważyli, że nie ma z czego wystawiać ocen semestralnych i w szkole nawał sprawdzianów. Poza tym... ogarnęło mnie już przedświąteczne lenistwo : )

sobota, 8 grudnia 2012

[16] Dzieje Tristana i Izoldy

Tytuł: Dzieje Tristana i Izoldy

Autor: Joseph  Bedier

Wydawnictwo: GREG



Wyjątkowo zrecenzuję szkolną lekturę. Nie, żebym nie miała o czym pisać, ale… dobra, nie mam o czym pisać. Ostatnio brakuje mi czasu na jakieś fajne książki. Poza tym żadna lektura już długo tak mnie nie zirytowała. Przygotujcie się więc na krótką recenzję pełną narzekań.

Biorę na celownik romans rycerski, „Dzieje Tristana i Izoldy” odtworzone przez J. Bediera. Podobno piękna historia o miłości silniejszej niż śmierć. Podobno romans wszechczasów. No właśnie – podobno…

Głównymi bohaterami tej opowieści są… tak, zgadliście, Tristan i Izolda. On jest zdolnym, inteligentnym, odważnym, przystojnym i tak dalej młodzieńcem (ideał niczym zmierzchowy Edłord). Wychowywany przez przyjaciela ojca, na skutek wielu okoliczności trafia na dwór swojego wuja, Marka i odtąd tam mieszka. Królowi potrzeba żony i Tristan zostaje po nią wysłany. Izoldę wygrywa w pojedynku (mogłabym się czepiać uprzedmiotowiania kobiety, ale sobie odpuszczę, takie były realia epoki). Matka dziewczyny przygotowuje wywar miłosny dla niej i Marka (cóż za brak wiary w urok króla), jednak przez pomyłkę podczas podróży wypijają go Izolda z Tristanem. I kwitnie ta ich niewłaściwa, zdradziecka „miłość”.

Właśnie nazywania skutków jakiegoś eliksiru „miłością” nie mogę przetrawić. Wiem, wiem, elementy fantastyczne i tak dalej. Ale ja nie przywykłam do takich książek. Eliksir miłosny kojarzę wyłącznie ze sceną, w której zażył go Ron w „Harrym Potterze” (uwielbiam tą scenę : D). Nigdy chyba nie zrozumiem, że można to nazwać prawdziwym uczuciem. Ludzie! To były czary, a nie żadna miłość. Namiętność, może. Ale nie miłość!

Ponadto nie cierpię głównych bohaterów, a narrator usilnie trzyma ich stronę, niezależnie od tego, co by zrobili. Tristana jeszcze jakoś trawię, choć w scenie, gdy uczy psa cicho polować, bijąc go, mam ochotę sama mu przyłożyć. Ale Izolda, gdy, bojąc się o swój sekret, nakazała sługom zabić najlepszą przyjaciółkę, po czym rozpaczała i wyzywała ich od morderców, zdrowo przegięła. Ja rozumiem, że kobieta zmienną jest, ale bez przesady! Czuję się jak osoba pozbawiona uczuć, ale nie było mi żal tej dwójki ani przez chwilę. 

Przepraszam, ale nie trafia do mnie tłumaczenie, że tą książkę należy odbierać jako baśń itp. Nie i już!

Realia epoki ukazane co prawda dobrze, reszta postaci nie aż taka zła (chociaż dobra wcale). Język znośny, dialogi… no typowe dla szkolnej lektury. Technicznie jest dobrze. Gdyby tylko wyciąć fabułę…

No i ja się pytam: co ta książka robi w kanonie lektur szkolnych?! Nie powinna przypadkiem przekazywać nam jakichś wartości? A tu jakie mamy? Albo masz chłopaka albo przyjaciółki czy co? Odurz się eliksirem to się zakochasz?

Mam wrażenie, że część lektur powstała po to, żeby zniechęcić ludzi do czytania książek. 

Nie polecam. A jak już będziecie to omawiać  - łączę się w bólu.


Cytat:
"Szaleństwo to nie odwaga"

Ocena: 3/10



środa, 5 grudnia 2012

Top 10: Ulubione postacie męskie w literaturze (dorosłe)


Dziś pora na... Ulubione postacie męskie w literaturze  (dorosłe)!

Ranking najlepszych postaci męskich, podobnie jak kobiecych podzieliłam na dwie części (dorośli i młodzież). Oto pierwsza z nich:

1. Severus Snape
z "Harry`ego Pottera"


Snape jest chyba najlepszą postacią z HP. Tajemniczy, groźny, inteligentny, skryty. Z twarzą pozbawioną wszelkich emocji. Do końca ciężko jest określić motywy, które nim kierują, aż do ostatniej części nie wiemy, po której tak naprawdę stoi stronie. Jego historia wzrusza i ukazuje go w zupełnie innym świetle.
No i aktorsko w filmie wypadł rewelacyjnie.


2. Geralt 
z "Wiedźmina"



Wstawiam znaleziony na deviantarcie obrazek, a nie zdjęcie, bo jak widzę jakiekolwiek postacie z ekranizacji to aż brak mi słów. Geralt jest... pełen sprzeczności. To w gruncie rzeczy płatny morderca (na potwory), ale bezmyślnie nie zabija. Ma polować na potwory, twierdzi, że od polityki trzyma się z daleka, ale, choć nie z własnej woli, odgrywa w niej znaczącą rolę. Jest okrutny, a jednocześnie szlachetny i honorowy. Twierdzi, że ludzkich uczuć nie posiada, ale za Ciri i Yennefer gotów jest zrobić wszystko. Kocha tylko jedną kobietę, ale kocha się z... no, z pewnością z więcej niż jedną xD I jest mistrzem ciętej riposty.


3. Syriusz Black
z "Harry'ego Pottera"


Syriusz (nazywany też Łapą) siedział niewinnie w więzieniu przez 13 lat. Jako jedynemu udało mu się uciec, co dowodzi jego sprytowi i inteligencji. Jest indywidualistą, potrafi wyłamywać się ze schematów. Ma ogromne poczucie humoru, nigdy się nie poddaje. Lojalny wobec przyjaciół, okrutny wobec wrogów. Potrafi zamieniać się w psa (nie wiem, jak według was, ale moim zdaniem ta umiejętność to +10 do fajności :D)


4. Jaskier
z "Wiedźmina"


Jaskra uwielbiam za jego poczucie humoru. Za to, że przy niemal wszystkich scenach z nim, na twarzy czytelnika pojawia się uśmiech. Za problemy z tymi wszystkimi kobietami, którym złamał serca (sporo ich było). Za to... za to, że po prostu jest Jaskrem. Wnosi do "Wiedźmina" taki jasny promyczek. Poza tym, jest poetą i śpiewakiem. I jak tu takiego nie lubić? Geralt określił go tak: "Masz lat blisko 40, wyglądasz na blisko 30, myślisz, że masz nieco ponad 20, a zachowujesz się tak, jakbyś miał niecałe 10"


5. Remus Lupin
z "Harry'ego Pottera"


Lupin jest jednym z Huncwotów, co już praktycznie samo w sobie kwalifikuje go do tego zestawienia. Jest w dodatku bardzo inteligentnym, utalentowanym,skromnym i lojalnym człowiekiem. Ma nieco zaniżone poczucie własnej wartości. Wilkołak, który dzięki pomocy przyjaciół, jakoś sobie radzi z tym "małym futerkowym problemem". Prawdopodobnie najlepszy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią, jakiego kiedykolwiek miał Hogwart.


6. Arsene Lupin
z "Arene'a Lupina"


Naprawdę rzadko się zdarza, żeby główny bohater należał do moich ulubionych. Arsene jest jednak wyjątkowy. To prawdziwy dżentelmen włamywacz. Okrada wyłącznie bogatych, nie krzywdzi kobiet (większość z nich uwodzi). Nie zabija. Żaden detektyw nie potrafi go powstrzymać, gdyż jest to złodziej o niebywałej inteligencji i sprycie. Przygotowany na każdą okoliczność. Po prostu ma klasę.


7. Aragorn 
z "Władcy Pierścieni"


Aragorn to prawdziwy król. Odważny, lojalny, dbający o dobro swoich poddanych. W dodatku ma dar uzdrawiania. Człowiek o olbrzymiej mądrości i dobrym sercu. Pewny siebie, ale nie wywyższający się. Idealny przywódca. Nigdy nie zostawi przyjaciół w potrzebie. Dla dobra sprawy jest gotów poświęcić własne życie. 


8. Brom
z "Dziedzictwa"


Zdecydowanie najlepsza postać z całej serii, choć występuje głównie w pierwszej części. Tajemniczy i skryty posiada olbrzymią wiedzę. W swoim życiu dokonał wielu rzeczy (w tym stworzył grupę buntowników, którą przez jakiś czas przewodził). Oddał życie za własnego syna i mimo, że nie wychowywał go, zrobił dla niego tyle ile mógł. 


9. Gandalf
z "Władcy Pierścieni"


Gandalf to taki typowy stary mag. Z długą siwą brodą i włosami oraz wiedzą tak ogromną, że aż nie do opisania. Odważny i waleczny, jak wielkiemu przywódcy i idolowi połowy książkowych bohaterów przystało. Ma zawsze swoje sprawy, nikomu się nie tłumaczy. Zjawia się tam, gdzie jest potrzebny i odchodzi, gdy ma coś pilnego do załatwienia. Wszyscy go znają, choć pod różnymi imionami. POza tym jest specem od fajerwerków^^


10. Haymitch 
z "Igrzysk Śmierci"


Próbuje zapomnieć o okrucieństwach, które przeżył, zatracając się w alkoholu. Mimo wszystko potrafi wziąć się w garść i przygotować do walki nowych trybutów, potrafi załatwić im wsparcie sponsorów. Nie waha się walczyć w powstaniu i wzniecić rewolucji. Ponadto sceny z nim bywają zabawne.







sobota, 1 grudnia 2012

[15] Kroniki Rodu Kane

Tytuł serii: Kroniki Rodu Kane

Poszczególne części:

  1. Czerwona piramida
  2. Ognisty tron
  3. Cień węża
Autor: Rick Riordan

Wydawnictwo: Galeria Książki


Kto czytał moją recenzję „Percy’ego Jacksona” ten wie, że uwielbiam styl Ricka Riordana. Nie zdziwi Was więc chyba, że sięgnęłam po kolejną serię jego autorstwa.

Riordan wciąż inspiruje się mitologią. „Kroniki Rodu Kane” powstały na podobnym co „Percy” pomyśle, z tą tylko różnicą, że zamiast mitologii greckiej mamy egipską. Świat podzielony jest na nomy, którymi rządzą magowie z organizacji zwanej Domem Życia. Pochodzą oni z linii krwi dawnych faraonów Egiptu. Pierwszym, a zarazem najważniejszym nomem, jest oczywiście sam Egipt pod wodzą Najwyższego Lektora. Magowie boją się korzystać z mocy bogów, których ze świata śmiertelników po prostu wygnali, zakazując nowym uczniom porozumiewania się z nimi.

W takiej oto rzeczywistości żyją Carter i Sadie Kane – rodzeństwo rozdzielone po śmierci matki. Carter podróżuje po świecie z ojcem archeologiem, Sadie mieszka z dziadkami w Londynie. Na skutek pomyłki pana Kane’a są świadkami uwolnienia bogów. Dwoje z nich (Izyda i Horus) postanawia "zamieszkać sobie w głowach" nastolatków. I tak rodzeństwo dowiaduje się o swoim magicznym dziedzictwie.

Ojciec głównych bohaterów zostaje porwany, wujek opętany, a Dom Życia jest przeciwko nim. Carter i Sadie tworzą więc własną magiczną instytucję – Dom Brooklyński. Już wkrótce wspólnie ze swoimi uczniami będą musieli ocalić świat przed siłami Chaosu pod wodzą okrutnego węża Apopisa. 

Autorowi ponownie udało się stworzyć magiczny świat bogów, przenikający się z tym naszym, zwyczajnym. Fabuła jest fantastyczna i, choć druga część z początku wydaje się nudnawa, to cała seria naprawdę wciąga. Mnie osobiście podobała się bardziej niż „Percy Jackson”. Nie ma w niej bowiem tyle schematyczności. Poza tym, o mitologii greckiej słyszymy w szkole często, egipska jest zdecydowanie mniej znana, choć równie barwna.

Cała trylogia (bo więcej części chyba nie będzie) jest zapisana w formie nagrania. Narratorami są na przemian Carter i Sadie, każdy z nich opowiada przez dwa rozdziały, co im się przydarzyło. W międzyczasie brat/siostra dorzuca czasami jakieś komentarze. 

Język Ricka Riordana ponownie mnie oczarował. Serię czyta się lekko, napisana jest z dużym poczuciem humoru. No bo jak tu nie uwielbiać książek, w których istnieje sympatyczny krokodyl – albinos, pawian Chufu, uwielbiający grać w koszykówkę i jedzący wyłącznie przekąski na literę „f”, ześwirowany gryf oraz dom spokojnej starości dla bogów?

Postacie są naprawdę sympatyczne, a Sadie wprost uwielbiam. Wychowanego na nauczaniu domowym Cartera także polubiłam. Podobnie jak pogodzonego ze swoim losem uroczego Walta, odważną Ziyę, średnio nadającego się na opiekuna dwójki ciągle ładujących się w kłopoty nastolatków stryjka Amosa, małego Felixa i jego pingwiny, brzydkiego boga karłów Besa, kocią boginię Bastet z jej instynktem opiekuńczym oraz przystojnego i tajemniczego boga śmierci Anubisa. Każdy z nich jest naprawdę wyjątkowy, każdy ma swoje wady i zalety.

W „Kronikach Rodu Kane” mamy także wątek romantyczny, a właściwie dwa. Jeden z nich to, o zgrozo, wszechobecny ostatnio w powieściach dla młodzieży trójkąt. Jak tylko przeczułam, co się święci, już miałam serdecznie dość. O dziwo, zakończenie tego wątku było tak niespotykane i zaskakujące, że trójkąt Sadie – Walt – Anubis nie był męczący ani nudny i wyłamał się ze znanych nam schematów. 

Dla kogo to seria? Dla tych, którzy szukają niezapomnianej rozrywki, lekkiej przygodowej niemoralizatorskiej powieści. Dla tych, którzy lubią mitologię i tych, którzy w dzieciństwie oglądali bajkę „Papirus” (właściwie to oglądając ją po raz pierwszy usłyszałam o egipskich bogach). I chyba nie muszę dodawać, że dla fanów twórczości Ricka Riordana, którzy „Percym Jacksonem” byli zachwyceni jest to lektura wręcz obowiązkowa?


Cytat:
"Trzeba przestrzegać pewnych zasad. To one chronią nas przed upadkiem."

Ocena: 8/10

Podsumowanie listopada

Chyba wprowadzę notki z podsumowaniami. Żeby przypomnieć i sobie, i Wam, co się na tym blogu ostatnio znalazło, jakie zmiany zostały wprowadzone.

Otóż w listopadzie na stałe zagościły tu notki Top 10. Będą w każdą środę (o ile mój wolny czas nadal będzie na to pozwalał.

Ukazały się recenzje:

Wzięłam też udział w blogowej zabawie Liebster Award, do której zostałam nominowana przez Dominique (dziękuję : ) )


Najlepszą ocenę w listopadzie na moim blogu otrzymała seria autorstwa Lauren Brooke "Heartland"




Stałym punktem tego bloga będą również ankiety. Możecie tam zagłosować na książkę/serię poprzedniego miesiąca. Z pozycji zrecenzowanych przeze mnie w październiku najwięcej waszych głosów zdobyła seria "Zawrocie" autorstwa Hanny Kowalewskiej.



Już teraz zachęcam Was do głosowania na książkę/serię listopada!

Dziękuję wszystkim, kórzy tu zaglądają za to, że czytają moje opinie i dzielą się własnymi.

Pozdrawiam ;)

Popularne posty

The Hunger Games 32x32 Logo