Tytuł: Intruz
Autorka: Stephenie Meyer
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Wiecie pewnie, że "Zmierzchu" nie lubię. Mimo to postanowiłam dać szansę jego autorce i sięgnęłam po "Intruza", który w przeciwieństwie do wampirzej sagi zbiera mnóstwo pozytywnych recenzji. Muszę przyznać, że książka mnie zaskoczyła. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła.
Akcja powieści rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Ludzie zostali zniewoleni przez najeźców z kosmosu - istoty zwane Duszami. Są to srebrzyste osobniki wprowadzane do mózgu żywiciela. Zabijają jego osobowość i przejmują wspomnienia. Skolonizowały już wiele planet (oczywiście w celach pokojowych - Dusze sąłagodne, brzydzą się przemocą, nie ma między nimi konfliktów itd.) zamieszkiwanych przez rozmaite gatunki. Okazuje się jednak, że ludzki mózg nie tak łatwo wyprzeć z ciała. Niektóre jednostki stawiają zawzięty opór. Jedną z takich "trudnych żywicielek" jest Melanie. Wagabunda, Dusza ukryta w jej ciele ma z nią niemały kłopot. Bombardowana wspomnieniami dziewczyny zaczyna doświadczać ludzkich uczuć. Jared, ukochany Melanie. praz jej brat, Jamie, nie są już Wagabundzie obojętni.
Czy Mel i Wanda (tak wszyscy zaczynają nazywać Wagabundę) połączą siły? Czy ludzie ukrywający się w górach i walczący o przetrwanie są gotowi na przyjęcie do swojej społeczności istoty z kosmosu? Czy Melanie kiedykolwiek odzyska ciało? Jak na to wszystko zareagują Jared i Jamie?
Tę książkę czyta się błyskawicznie. Mnie wciągnęła ona już od pierwszyc stron. Akcja mknie do przodu i choć domyślamy się po troszku zakończenia, a tempo wydarzeń czasami spowalnia, by ukazać nam lepiej charakter i wzajemne relacje postaci, to i tak ciężko oderwać się od lektury.
Widać, że pani Meyer dojrzewa i staje się coraz lepszą pisarką. W "Intruzi" mamy co prawda odrobinkę zbędnego patosu, ale w dawce, którą da się znieść (w przeciwieństwie do historii Belli i Edwarda). Mamy różnorodnych bohaterów z krwi i kości. Moi ulubieńcy to: Ian (za jego troskliwość i... jakby to nazwać... otwarty umysł), Jeb (za oryginalne poczucie humpru), Melanie (za sarkazm i niezłomną siłę ducha), Wagabunda (za to urocze pokojowe nastawienie do wszystkiego i wszystkich oraz za jej fascynującą drogę do zrozumienia ludzkich uczuć), Jareda (za jego uśmiech opisywany we wspomnieniach Mel, który mogę sobie z łatwością wyobrazić) i Jamie (za jego dziecięcą prostoduszność i szczerość).
Wątek miłosny rozwinięty jest ciekawie. Bohaterów czekają problemy dość nietypowe. W końcu występuje tu nie trójkąt. a już czworokąt miłosny. O dziwo, niezbyt irytujący.Podobają mi się też relacje między Melanie/Wandą i Jamiem.
Ponadto "Intruz" jest interesującym spojrzeniem na ludzi i ich naturę. Pokazuje jak skomplikowany jest człowiek, do jakich okrutnych nieraz czynów potrafi się posunąć. Równocześnie uświadamia nam, że pomimo wad, ludzie mają także mnóstwo zalet. Że dzisiejsze społeczeństwo nie jest wcale takie złe. Że warto żyć.
Polecam. Również antyfanom "Zmierzchu" - to zupełnie inna powieść. Lepsza, ciekawsza, dojrzalsza.
Cytat:
"Skoro ludzie potrafili tak zapalczywie nienawidzić, widocznie umieli też kochać mocniej, żywiej, płomienniej?"
Ocena: 8/10
sobota, 27 lipca 2013
sobota, 20 lipca 2013
[42] Alchemik
Tytuł: Alchemik
Autor: Paulo Coelho
Wydawnictwo: Drzewo Babel
Autor: Paulo Coelho
Wydawnictwo: Drzewo Babel
Fanów Paula Coelho ostrzegam: ta recenzja Wam się nie
spodoba. Wiem, że jest mnóstwo osób zafascynowanych twórczością tego pisarza.
Na temat „Alchemika” znalazłam tak wiele pozytywnych opinii, że w końcu sama
sięgnęłam po tę książkę. To było moje pierwsze spotkanie z działami Coelho. I
prawdopodobnie ostatnie.
Książka bardzo mnie rozczarowała. Po tylu rekomendacjach
spodziewałam się wartościowej, mądrej powieści. Dostałam pseudofilozoficzną
papkę. Historyjkę jak z naiwnej bajki. O pasterzu, który pod wpływem rozmowy ze
spotkanym człowiekiem (podobno królem) postanowił zmienić swoje życie i tworzyć
Własną Legendę (mówiąc normalnym językiem: ogarnąć się i robić to, co naprawdę
by chciał). Pasterz sprzedaje więc owce i wyrusza na poszukiwanie skarbu. Po
drodze napotyka różne przeszkody, zakochuje się (oczywiście od pierwszego
wejrzenia, jakżeby inaczej), a przede wszystkim: uczy się. Ale nie z książek, o
nie! To by było zbyt trywialne. On się uczy z życia: od owiec, pustyni, wiatru
i tym podobnych. A w finale spotyka Alchemika i uczy się od niego. No i rozmawia z Wiatrem, Niebem, Słońcem, Ręką, Która Wszystko Stworzyła i wszystkim innym, co tylko autorowi do głowy przyszło.
Nie no, dobra. Aż tak źle nie jest. Właściwie to przesłanie
tej książki jest całkiem mądre. Mówi ona o tym, by słuchać głosu swego serca,
by obserwować otaczający nas świat, by spełniać marzenia. Po prostu mówi o tych
wszystkich ważnych rzeczach w sposób, który zupełnie do mnie nie trafia.
Sama historia jest przewidywalna i nudna. Pasterz to typowa
postać, która dojrzewa w trakcie powieści, Alchemik i Król są typowymi mędrcami
a’la Gandalf, którzy zawsze mówią zagadkami. Wątek miłosny tak tandetny, że
myślałam, że padnę ze śmiechu w niektórych momentach. Może było to spowodowane
tym, że książkę czytałam na obozie i miałam chwilami głupawkę, ale jednak.
Pewne fragmenty tak mnie rozwalały, że zaczęłam czytać je koleżankom na głos.
Trzy z nich usnęły, a dwie dołączyły do mnie i nabijały się razem ze mną.
Wybaczcie, ale nie umiem się nie śmiać czytając dialog tak powalający, jak:
„- Czemu jesteś Alchemikiem?
- Bo jestem Alchemikiem”
Może dosłownie brzmiał jakoś inaczej, ale podobnie.
„- Czemu jesteś Alchemikiem?
- Bo jestem Alchemikiem”
Może dosłownie brzmiał jakoś inaczej, ale podobnie.
Poza tym te wszystkie nazwy z dużej litery, tak patetyczne,
że aż nie do wytrzymania. Dusza Świata, Własna Legenda, Szczęście
Początkującego itp. No błagam! Więcej sztucznie stworzonych nazw własnych to
nie ma chyba nawet w „Trylogii Czarnych Kamieni”.
Co zasługuje na uwagę w tej powieści? Pojedyncze sentencje.
O tak! Coelho jest mistrzem ładnych aforyzmów. Moim zdaniem cała ta książka
powinna być właśnie zbiorem cytatów. Wygląda to tak, jakby autor ułożył mnóstwo
takich właśnie błyskotliwych myśli, a potem na siłę próbował dorobić do tego
fabułę. Raczej niepotrzebnie się facet męczył.
Krótko mówiąc, nie polecam. Myślę, że wyszukanie na jakimś
portalu internetowym samych cytatów będzie o wiele lepszym pomysłem.
Cytat:
"To możliwość spełniania marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące."
Ocena:4/10
środa, 17 lipca 2013
Na szklanym ekranie: Zaklinacz koni
Jakiś czas temu recenzowałam książkę, dziś pora na film ;)
Tytuł: Zaklinacz koni
Reżyser: Robert Redford
Na podstawie: Nicholas Evans, Zaklinacz koni
Przygotujcie się na same „oczy” i „achy”, bo będę recenzować
jeden z moich ukochanych filmów. Napisanego na podstawie romansu Nicolasa
Evansa „Zaklinacza koni” mogłabym oglądać tyle razy co „Titanica” i nigdy mi
się on nie znudzi.
Całość zaczyna się raczej jak dramat. Widzimy wypadek
nastoletniej Grace i jej przyjaciółki. Dziewczyny jadą konno, gdy nagle wprost
na nie wyjeżdża ciężarówka. Grace traci w wypadku nogę, jej przyjaciółka –
życie. To wydarzenie odbija się jednak nie tylko na nastolatkach. Koń Grace,
Pielgrzym, po tak traumatycznych przeżyciach, zmienia się nie do poznania. Czy
jest szansa na to, że będzie jeszcze kiedyś taki, jak dawniej? Czy uleczenie
jego psychicznych ran, pomoże jego właścicielce odnaleźć ukojenie i wewnętrzny
spokój? Według matki dziewczyny jedyną szansą na pomoc wierzchowcowi jest
zawiezienie jego i Grace na ranczo Toma Bookera, kowboja zwanego zaklinaczem
koni. Annie przejeżdża więc z córką i koniem pół kraju, nie wiedząc, jak bardzo
ta podróż odmieni jej życie.
Dalej widzimy już raczej romans. Co prawda wątek Grace
zmagającej się z kalectwem, kłótnie matki i córki oraz pomoc zranionemu
zwierzęciu nie są pomijane, ale relacje Annie i Toma zdecydowanie wysuwają się
na pierwszy plan. I wcale nie wychodzi to filmowi na złe.
Całość opowiedziana jest w obrazowy sposób i „Zaklinacz koni”,
mimo, że przydługawy, wciąga. Może nie wartką akcją, ale właśnie czymś
przeciwnym. Narracja jest spokojna, nieco nostalgiczna. Wszystko toczy się
swoim tempem, jednak idealnie dopasowanym.
Przepiękne zdjęcia to jedna z głównych zalet tej
ekranizacji. Sceneria zapiera dech w piersiach, te widoki są naprawdę
malownicze. Okej, okej. Nie każdego kręcą te klimaty – urocze wzgórza i jeźdźcy
na koniach, ale ja mogłabym na to patrzeć bez końca. Wiecie – kowboje w
spokojniejszym wydaniu.
Aktorzy zdecydowanie stanęli na wysokości zadania.
Młodziutka Scarlett Johansson jako Grace jest bardzo przekonująca. Cristin
Scott Thomas grająca Annie wcale nie wypada gorzej. Ale Robert Redford w roli
Toma Bookera zdominował wszystkich. Już nawet nie mówię o tym, że postać, którą
gra, już sama w sobie jest genialna. Ale ta gra! Spojrzenia, gesty, głos - nie wyobrażam sobie, żeby tytułowego
zaklinacza miał grać ktoś inny. To już nie byłby ten film. To już nie byłby Tom
Booker. Facet na ekranie emanuje spokojem i to jest rewelacyjne.
Muzyka dobrze wpasowuje się w klimat. Zasłużona nominacja do
Oscara za piosenkę „A soft place to fall”
Główna różnica między filmem, a książką jest taka, że film
ukazuje wszystko subtelniej. W książce wszystko jest bardziej dosłowne, miłość
Annie i Toma istnieje również w sensie fizycznym, a film pozbawiony jest na
przykład scen erotycznych. A mimo wszystko jest bardziej sugestywny. Chyba to
właśnie mi się w nim podoba – te kilka
niedopowiedzeń, tworzących nastrój.
A poza tym ekranizacja i jej literacki pierwowzór mają inne
zakończenia. Nawet nie umiem powiedzieć, które lepsze. Myślę, że obydwa są
dobrze dobrane. Książkowe jest bardziej dramatyczne i gwałtowne – jak sama
książka, a filmowe – spokojniejsze – jak cały film. Ja oczywiście wolałabym to
trzecie możliwe, niewykorzystane zakończenie – kto czytał bądź widział,
zrozumie o czym mówię ;)
Wiem, że wielu osobom ten film się nie podobał. Na przykład
moja przyjaciółka nie wytrzymała i w połowie kazała mi wyłączyć, bo bardzo jej
się nudziło. Ale ja ten film uwielbiam. Zawsze się na nim popłaczę (a nieczęsto
płaczę na filmach).
Polecam, polecam, polecam. Chyba, że ktoś nie lubi romansów,
nie lubi koni, a w filmie musi się dla niego coś dziać non-stop. „Zaklinacz
koni” to wzruszająca i mądra opowieść. O miłości i poświeceniu; o trudnych
wyborach; o rodzinie; o tym, by się nie poddawać.
Książka vs. Film: Film
Ponieważ uznałam, że nie ma sensu robić podsumowania miesiąca, gdy minęła ponad połowa następnego, podam tylko wynik Waszej ankiety. Książką maja została powieść Carlosa Ruiza Zafóna - Światła września.
Nowa ankieta po prawej stronie - zapraszam do głosowania ;)
sobota, 13 lipca 2013
[41] Nevermore: Kruk
Tytuł: Kruk
Seria: Nevermore #1
Autorka: Kelly Creagh
Wydawnictwo: Jaguar
Seria: Nevermore #1
Autorka: Kelly Creagh
Wydawnictwo: Jaguar
Ja, unikająca niby paranormali, sięgnęłam po kolejny z nich.
Zachęciło mnie do tego to, że ostatnia seria z tego gatunku (tj. „Drżenie” i
jego kontynuacje) wypadła naprawdę super, a poza tym wszyscy polecacie „Nevermore”.
Cóż, „Drżenie” było lepsze, ale i powieść Kelly Creagh też ma coś w sobie.
Fabuła oparta jest na dość znanym schemacie, ale jednak
odrobinkę przerobionym. Mamy popularną dziewczynę (super czirliderka itd.) oraz
szkolnego outsidera. Zmuszeni razem pracować nad projektem z języka
angielskiego coraz lepiej się poznają. Isobel okazuje się być bystrą, zabawną i
odważną dziewczyną, a Varen, posępny got, wrażliwym chłopakiem o bujnej
wyobraźni. Właśnie ta wyobraźnia będzie stanowić problem dla bohaterów. Okazuje
się bowiem, że ma ona niezwykłą moc. A istoty ze świata snów wcale nie
zamierzają w nim pozostać… Czy Isobel uda się ocalić Varena przed potworami
stworzonymi przez jego własny umysł? Jaką tajemnicę skrywał Edgar Alan Poe? A
co ze szkołą i innymi elementami normalnej codzienności?
Zacznę od tego, co mi się nie podobało, żeby przejść do
przyjemniejszych rzeczy. Historia chwilami mnie nudziła. Akcja odrobinkę się
wlecze, zwłaszcza w pierwszej połowie powieści. Potem z kolei widać w tej
fabule lekki chaos. Czytelnik nie do końca orientuje się o co właściwie chodzi.
To pewnie zamierzony zabieg, ale średnio udany. Po drugie mam problem z
niektórymi zachowaniami bohaterów. Po prostu Isobel wydaje mi się za mądra na
chodzenie z Bradem przez długi czas (zachowanie w lodziarni pokazuje jaki z
niego dupek, a dziewczyna wiedziała przecież o tym wcześniej).
Cała reszta wypada naprawdę nieźle. Postacie są ciekawe i
różnią się od siebie. Polubiłam zarówno Isobel, jak i Varena. Chyba zwłaszcza
Varena – jest… intrygujący. Oprócz tego rodziny obojga bohaterów wypadają
naturalnie. Ale moim ulubieńcem pozostanie Reynolds. Tak naprawdę nie wiadomo
kim on właściwie jest. Ma mnóstwo tajemnic, nie znamy jego motywów, nie wiemy
po której jest stronie. Ale gość ma klasę.
Wplecenie w paranormal romance wątków z twórczości Poego
było posunięciem dość ryzykownym, ale wydaje mi się, że udanym. Na pewno
zachęciło mnie do sięgnięcia po książki tegoż autora (dotychczas czytałam tylko
jakieś jedno jego opowiadanie i niezbyt mi się podobało).
Oprócz tego wszystkiego spodobało mi się, że pomimo całej
sprawy związanej z magią itp. Isobel wciąż została zwykłą nastolatką, martwiącą
się o paczkę kolegów i koleżanek (nie przypadło mi do gustu ciągłę nazywanie
ich przez autorkę „ekipą”, ale mniejsza z tym) i ocenę z wypracowania. Mimo, ze
się zmieniła, ta dziewczyna wciąż jednak pozostała sobą.
Zakończenie sprawia, że mam ochotę czym prędzej sięgnąć po
kolejną część, ale osoby, które od grudnia przetrzymują tę książkę wypożyczoną
z biblioteki skutecznie mi to na razie uniemożliwiają. Ech…
Jeszcze słówko o okładce: rewelacyjna : ) Pomijając fakt, że kruki nadal kojarzą mi się
z Damonem z „Pamiętników wampirów”…
Cytat:
"Nie ma nic z wyjątkiem cierpienia i żalu, gdy myślimy o rzeczach i ludziach, których nie możemy mieć, o możliwościach, których nigdy nie zyskamy"
Ocena: 6/10
Przepraszam, że tak długo mnie tu nie było i w rezultacie nie dodałam jeszcze żadnej recenzji. Miałam być na obozie tydzień, a zostałam na dwa. Ten obóz jest kompletnie odcięty od świata (czyt. zasięg jest cudem), więc o odwiedzeniu bloga nie było mowy. W rezultacie jakoś pod koniec mieisąca będzie podsumowanie poprzedniego xD Cóż, bywa ;)
środa, 3 lipca 2013
Top 10: Postacie książkowe, z którymi chcielibyśmy się zaprzyjaźnić.
Dziś pora na... Bohaterowie literaccy, z którymi chcielibyśmy się zaprzyjaźnić!
Swoją drogą jestem ciekawa, czy ten post się opublikuje. Pierwszy raz skorzystałam z "ustaw datę publikacji", bo właśnie jestem na obozie z zerowym dostępem do internetu (czy choćby zwykłego zasięgu) - pozdrawiam :D Ale dawno nie było Top10, więc dziś, jako, że są wakacje, to taki wesoły temat :)
1. Ania Shirley
z "Ani z Zielonego Wzgórza"
Dlatego, że Ani wszędzie pełno. Nie można się z nią nudzić, ma świetne pomysły. Jest oryginalną i zabawną marzycielką. no i wiadomo, że przyjacielowi zawsze pospieszy z pomocą.
Wykluczając tę gnidę, Petera, Huncwoci to najlepsi przyjaciele na świecie. Zawsze się wspierają i ufają sobie bezgranicznie. Mają genialne poczucie humoru. Chętnie latałabym z nimi po Hogwarcie robiąc innym uczniom kawały i doprowadzając nauczycieli do szału bądź wymknęłabym się nielegalnie do Hogsmeade.
Jaskier jest sympatyczny i przezabawny. To utalentowany grajek i poeta, więc wspólnie spędzony czas byłby pewnie umilany jego balladami. Jest lojalnym i oddanym przyjacielem. W dodatku prawie wszędzie ma znajomości.
Jedna z niewielu postaci ze "Zmierzchu", które naprawdę lubię. To pełna pozytywnej energii osoba z mnóstwem pomysłów na minutę. Otwarta i życzliwa. Chętnie zorganizowałabym z nią jakąś imprezę (niewdzięcznica Bella nigdy nie umiała docenić zdolności organizacyjnych przyjaciółki).
Ben jest prawdziwym przyjacielem na dobre i złe. To młody, inteligentny, nieprzewidywalny chłopak, który dla dobra przyjaciół potrafi poświęcić wszystko. Żadnego obrazka z Benem niestety nie znalazłam.
6. Amy Fleming
z "Heartlandu"
z "Heartlandu"
Z Amy na pewno dobrze bym się dogadywała, bo to dziewczyna pełna sympatii i z pewnością potrafiłaby mnie zawsze zrozumieć. Poza tym w tej przyjaźni i ja mogłabym się wykazać, pomagając jej, w czym bym tylko umiała, bo przecież w "Heartlandzie" zawsze jest coś do zrobienia. A wieczorem wspólna przejażdżka na koniach.
Jej optymizm jest zaraźliwy. Myślę, że przy Pollyannie zawsze byłabym w wyśmienitym humorze. Pewnie chętnie nauczyłaby mnie swojej słynnej gry w zadowolenie.
A kto powiedział, że przyjacielem musi być człowiek? Saphira to niezwykle mądra istota i jej rady z pewnością byłyby dla mnie cenne. Poza tym na smoku można polatać.
Bo Tomek żył w czasach bez komórek i komputerów, a zawsze znalazł sobie jakieś zajęcie. Miał szalone pomysły, przez które często wpadał w tarapaty, ale co tam. Przyjaźń z nim z pewnością zaowocowałaby niezapomnianymi przygodami.
Staś jest zaradny, inteligentny i sympatyczny. Przydałby się taki przyjaciel - złota rączka, no nie? I mógłby umilić mi czas opowiadając o swoich przygodach w Afryce.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Popularne posty
-
Ech, obiecałam recenzję w środę, a znów jest w niedzielę. Przepraszam. I za zaległości u Was też przepraszam, poprawię się. : ) Tytuł:...
-
Tytuł: Lalka Autor: Bolesław Prus Wydawnictwo: Zielona Sowa Liczba stron: 592 Rzadko, bo rzadko, ale zdarza mi się recenzować s...
-
Tytuł: Achaja - Tom I Seria: Achaja #1 Autor: Andrzej Ziemiański Wydawnictwo: Fabryka słów O „Achai” zrobiło się ostatnio dosyć ...
-
Tytuł: Przygody Hucka Autor: Mark Twain Wydawnictwo: Iskry Ilość stron: 415 „Przygody” Tomka Sawyera to jedna z tych książek, ...
-
Miało być wczoraj, ale byłam w kinie na "Kamieniach na szaniec" i się nie wyrobiłam. Jednak to tylko dzień różnicy i wygląda na t...