
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Wydawnictwo: MUZA SA
„Światła września” to już moje trzecie spotkanie z
twórczością Carlosa Ruiza Zafóna.
Trzecie udane spotkanie.
Wdowa Sauvelle wraz z dwójką dzieci (Irene i jej młodszym
bratem Dorianem) przeprowadza się do Błękitnej Zatoki. W tej spokojnej
posiadłości mieści się Cravenmoore, rezydencja ekscentrycznego fabrykanta
zabawek, Lazarusa. To właśnie w niepokojącym, pełnym mechanicznych zabawek
Cravenmoore pani Sauvelle ma rozpocząć pracę.
Jak będzie wyglądało życie rodziny w nowym miejscu? Czy
wszyscy się tu odnajdą? Morderstwo, Cień, mechaniczny anioł, który wydaje się
obdarzony własną, upiorną duszą - to
tylko niektóre z wyzwań czekających na nastoletnią Irene. Na szczęście,
dziewczyna nie jest w tym sama. Poznaje bowiem rok starszego od siebie chłopaka,
Ismaela. Wspólnie odkryć prawdę o
Lazarusie.
Przyznam, że zarówno „Książę Mgły”, jak i „Pałac Północy”
wydają mi się ciekawsze. Klimat „Świateł września” nie jest już tak
niesamowity. Może odnoszę takie wrażenie, bo przeczytałam go jako ostatni, a z
tamtymi powieściami wiele go łączy? Fabuła jest bowiem chwilami schematyczna i
Zafón już tak nie zaskakuje.
Nie znaczy to, że jest źle. Akcja się nie wlecze, jest sporo
tajemnic do rozwiązania i, szczerze mówiąc, rozwiązać je nie tak łatwo. Mamy tu
kilka retrospekcji, zresztą, z retrospekcji ukazana jest cała powieść, ujęta w
ładną klamrę. Pierwszy rozdział to list Ismaela do Irene (list pisany po
latach), ostatni zaś – list Irene do Ismaela. Myślę, że ten zabieg jest świetny.
Wątek romantyczny ukazany jest w pełen uroku sposób. Ba!
Jakby się uprzeć to można dostrzec dwa wątki romantyczne: ten, pomiędzy
dwojgiem nastolatków, jeszcze nieśmiały i ten, pomiędzy dorosłymi ludźmi po przejściach
– chyba jeszcze bardziej nieśmiały i ostrożny.
Postacie są z krwi i kości. Odważna Irene, lubiący samotność
Ismael, gadatliwa Hannah i zamknięty w sobie Dorian naprawdę dają się lubić. Dorośli
również. Intryguje mnie Lazarus ze wszystkimi swoimi tajemnicami, podziwiam
panią Sauvelle za jej troskę o rodzinę, upór i wytrwałość.
Po raz pierwszy u Zafóna nie mam problemów z dialogami, są
zupełnie naturalne. Co do opisów – jak zwykle urzekają.
Przyznam, że niektóre fragmenty, które w zamierzeniu miały
być chyba mroczne, wypadły przekonująco. W napięciu czytałam o dziwnych
machinach wypełniających Cravenmoore. Brrr! Nie chciałabym tam wejść w nocy.
„Światła września” to warta przeczytania powieść, z wartką
akcją i zaskakującym (i odrobinkę wzruszającym) zakończeniem. Mimo odrobinki
schematyczności, jest wciągająca (do tego stopnia mnie wciągnęła na matematyce,
że przestraszyłam się nauczyciela, który nagle wyrwał mnie do tablicy xD). Ma świetny klimat. Doskonale pokazuje
zawiłości relacji międzyludzkich. Polecam wszystkim!
Cytat:
"Sama się pani przekona, moja droga Simone, że jedyny morał, jaki można wysnuć z tej historii, tak jak i z każdej innej, brzmi: w prawdziwym życiu, w odróżnieniu od fikcji, nic nie jest tym, czym się wydaje..."
Ocena: 7/10