Wybaczcie to dwudniowe opóźnienie i bardzo długą recenzję, ale o tej książce niełatwo mi było pisać. Trochu mnie rozstroiła. A wczorajszy wieczorny brak prądu nie pomógł w publikacji postu.
Tytuł: Bez mojej zgody
Autorka: Jodi Picoult
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 528
Niełatwo jest pisać o śmierci. Pisać mądrze i tak, jak
jeszcze nikt przedtem nie napisał. Pisać o śmierci, która skrada się za kimś
przez całe życie, czekając, by w końcu uderzyć z całą mocą. Pisać o śmierci,
która mimo wszystko zaskakuje, choć było wiadomo, że nadejdzie.
To wyzwanie podjęła Jodi Picoult w swojej powieści „Bez
mojej zgody”. Do sięgnięcia po nią zachęcił mnie przede wszystkim wzruszający
film Nicka Cassavetesa (oj, rzadko się zdarza, żebym tak płakała na
filmie). Byłam więc prawie pewna, że i
książka wywoła we mnie mnóstwo emocji. Nie zawiodłam się.
Kate zachorowała na ostrą białaczkę promielocytową w wieku
zaledwie dwóch lat. Potrzeba przeszczepu i brak w rodzinie dawcy wykazującego
zgodność genetyczną sprawiły, że jej rodzice zdecydowali się na bardzo
kontrowersyjny krok. Dzięki zapłodnieniu in vitro rodzi się ich druga córka –
Anna. Specjalnie wyselekcjonowane geny pozwalają jej być idealnym dawcą dla
chorej siostry. Najpierw Anna, będąc jeszcze nieświadomym niczego niemowlęciem,
oddaje Kate krew pępowinową. To nic wielkiego, pobrano ją z fragmentu pępowiny,
który i tak wylądowałby w śmietniku. Choroba cofa się, ale kilka lat później
powraca. Tym razem Anna wie już co nieco. Żeby uratować życie siostry, musi
oddać krew. Potem przychodzi kolej na szpik kostny. W wieku 13 lat zupełnie
zdrowa Anna ma za sobą szereg poważnych zabiegów. A Kate potrzebuje przeszczepu
nerki…
Historia przedstawiona w książce dzieli się jakby na dwie
części. Dzięki retrospekcjom poznajemy losy chorej Kate i walki o jej życie.
Głównym wątkiem jest jednak proces, który Anna wytacza swoim rodzicom. Chce
usamodzielnienia w kwestii zabiegów medycznych. Ma dość bycia zbiornikiem
części zamiennych dla siostry. Czy znany adwokat, Campbell Alexander, wygra dla
niej tę sprawę? Czy Anna będzie miała odwagę odmówić oddania nerki, co dla Kate
będzie wyrokiem śmierci?
Książka podejmuje temat trudny. Przedstawionny w niej
dylemat moralny jest na tyle skomplikowany, że nie da się chyba jednoznacznie
stwierdzić, kto ma słuszność. Kibicowałam z całego serca Annie, ale choćbym
chciała, nie potrafiłam zbytnio oburzać się na jej rodziców. Próbowałam ich też
zrozumieć. Czytałam w internecie kilka komentarzy na temat tej książki (i jej
ekranizacji), gdzie ludzie pisali, że Sara i Brian (rodzice głównej bohaterki)
byli okropni, pozbawieni moralności, że trzeba by odebrać im prawa
rodzicielskie, a na miejscu Anny chyba by ich zamordowali. Nie mam pojęcia skąd
w ludziach tyle nienawiści. Jak łatwo przychodzi nam oceniać kogoś, gdy nie
jesteśmy w jego sytuacji.
Podobały mi się bardzo postacie Anny i Kate. Pomiędzy
wszystkimi dramatami, które rozgrywały się w ich życiu, one wciąż były, a
raczej próbowały być zwykłymi siostrami, takimi, które oglądają seriale,
rozmawiają o chłopakach, podbierają sobie ciuchy. Są ze sobą bardzo zżyte, a
wiedzą, że kiedyś nastąpi rozłąka. Każdy nawrót choroby Kate, u której kolejne
lata życia to z punktu widzenia medycyny czyste cuda, dobitnie im o tym
przypomina.
Nie chcę tutaj zapomnieć o starszym bracie dziewczyn,
Jessem. Choroba siostry zepchnęła go na dalszy plan. Pozbawiony odpowiedniej
troski, niezauważany chłopak jest wrażliwym nastolatkiem, który nie potrafi
poradzić sobie z własnymi emocjami. Jego głupie wybryki, narkotyki, alkohol,
zabawa z materiałami wybuchowymi – to wszystko jest rozpaczliwą próbą zwrócenia
na siebie uwagi.
Ponadto mamy wątek adwokata. Campbel Alexander jest osobą
bardzo skrytą. Wydaje się, że zna go tak naprawdę tylkoJulia, kuratorka
procesowa. Łączy ich wspólna przeszłość, przykryta latami rozłąki, ironią
Campbela, niedostępnością Julii.
Jodi Picoult pozwala przemówić w swojej książce wszystkim
głównym bohaterom. Są oni narratorami poszczególnych rozdziałów. To swietne
posunięcie, które pozwala lepiej poznać postaci. Jedyne co mogę zarzucić
autorce to dialogi z udziałem dzieci, które zupełnie nie brzmią jak dzieci.
Kilkulatki nie powinny mówić zdaniami wielokrotnie złożonymi niczym osoby
dorosłe. Tylko chwilami pani Picoult jakby przypominała sobie, że dzieci jednak
mówią inaczej. Jedynym wyjątkiem są rozdziały z perspektywy Jessego, pisane
nieco innym stylem niż reszta. To dobrze. Jesse jest inny niż reszta.
Jeszcze kilka słów o zakończeniu. Zaskoczyło mnie, było o
wiele inne niż w filmie, ale, podobnie jak w „Zaklinaczu koni”, tu też nie
umiem określić które lepsze. Książkowe jest bardziej wstrząsające. Wciąż nie
mogę się po nim otrząsnąć.
Nie podobała mi się jeszcze jedna rzecz, ale nie mogę
powiedzieć wam co, żeby zbyt wiele nie zdradzić. Przeczytajcie sami. Naprawdę
warto. „Bez mojej zgody” to przepiękna, niełatwa opowieść o dramatycznych
wyborach. O desperackiej walce o życie, co do której nikt nie jest pewien, czy
ma sens. O chorobie, śmierci, rodzinie. O wielu innych rzeczach, których nawet
nie umiem nazwać.
Cytat:
"Gwiazdy to ludzie, którzy cieszyli się tak wielką miłością, że po śmierci przeniesiono ich na firmament niebieski, aby tam żyli wiecznie."
Ocena: 9/10
Specjalne podziękowania dla Ani, która pożyczyła (i poleciła) mi tę książkę. Trzymaj się i nie daj! :)
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: