Harry Potter Broom -->

sobota, 16 listopada 2013

[57] Elena. Wygrać z losem

Tytuł: Elena. Wygrać z losem

Seria: Elena #1

Autorka: Nele Neuhaus

Wydawnictwo: Media Rodzina


Dumna i szczęśliwa zabieram się za recenzję mojego pierwszego egzemplarza recenzenckiego ;d

„Elena. Wygrać z losem” to pierwsza część nowego cyklu niemieckiej autorki Nele Neuhaus. Skierowana jest do młodzieży, ale myślę, że raczej tej młodszej młodzieży (dwunasto-, trzynastolatków).

Główną bohaterką jest trzynastoletnia Elena Weiland, której rodzina prowadzi stadninę koni. Od małego wychowywana w środowisku jeździeckim dziewczyna, żyje jednak w cieniu brata, startującego bardzo często w konkursach skoków przez przeszkody. Bardzo się więc cieszy, gdy ojciec oznajmia jej pewnego dnia, że nowonarodzony źrebak będzie wyłącznie jej koniem. Niestety, Fritzie (tak Elena nazywa swojego nowego wierzchowca) ulega poważnej kontuzji i jej ojciec spisuje go na straty. Dziewczyna jednak nie poddaje się. Pomaga w leczeniu konia i w tajemnicy przed ojcem zaczyna go trenować. Ma dwoje najbliższych sprzymierzeńców: przyjaciółkę Melike i, co ją z początku bardzo zaskakuje, Tima Jungbluta. Jednak rodziny Weilandów i Jungblutów od dawna się nienawidzą. Najmłodsze pokolenia, choć nikt nie wyjaśnił im nigdy przyczyn konfliktu, mają surowy zakaz rozmawiania ze sobą.

Niespodziewanie stadnina rodziców Eleny wpada w poważne kłopoty finansowe, które silnie odbijają się na relacjach w rodzinie. W dodatku w okolicy coraz częstsze są kradzieże koni, a w pobliskim lasku, w zapuszczonej do niedawna leśniczówce, Elena i Melike odkrywają kilka, zamieszkanych, końskich boksów. Czyżby to były skradzione zwierzęta? Co domniemane koniokrady mają wspólnego z rodzinami Weilandów i Jungblutów? I najważniejsze, co takiego wydarzyło się w przeszłości, że Elena i Tim nie mają nawet prawa ze sobą rozmawiać?

Zacznę od tego, co mi się nie podobało, żeby później przejść do przyjemniejszych rzeczy. Na początku: język. Mój Boże, jak te niektóre zdania były zbudowane. Weźmy choćby taki fragment: „Zazwyczaj babcia była człowiekiem, że do rany przyłóż, jednak często zostawała z całym domem na głowie, więc rzadko można było ją spotkać w dobrym humorze.” To ona jednak częściej była milusia, czy raczej bez kija nie podchodź? Przecież jedno przeczy tu drugiemu. Takich wpadek było sporo, jednak głównie przez pierwszych, bo ja wiem, 50 stron. Jak gdyby autorka wyrabiała się z każdym kolejnym rozdziałem, tak więc, czytało się coraz lepiej.  Podobnie jak tylko na początku głównej bohaterce zdarzało się nazywać dorosłe, sportowe wierzchowce, konikami. Dobrze, że później się to nie zdarzało, bo brzmiało tak infantylnie, że zaczynałam do tej książki gadać: „Nie, Eleno, nie idziesz zaprowadzić do stajni KONIKÓW, idziesz zaprowadzić KONIE. Może jeszcze idziesz z nimi nie do stajni, a do stajenki?”

Ponadto wątek miłosny między Eleną i Timem wydał mi się tutaj zupełnie niepotrzebny. Moim zdaniem całość wypadłaby naturalniej, gdyby tę dwójkę połączyła zwykła, solidna przyjaźń. Bardziej to pasuje do wieku głównej bohaterki niż szalona miłość.

Fabuła jest solidnie skonstruowana i przedstawiona. Chociaż wątek skłóconych ze sobą rodzin może wydawać się schematyczny, tutaj pasuje. Nie wziął się znikąd, jest dobrze uzasadniony i wystarczająco zawiły, by wprowadzać co niektórych bohaterów w błąd i trochę namotać, a jednocześnie da się go zrozumieć.

Co do postaci, to są one dość różnorodne i zupełnie nieźle zarysowane. Sama Elena nie jest kimś nadzwyczajnym, ale też nie do bólu przeciętnym, jak na przykład zmierzchowa Bella. Rzadko także bywa irytująca. Chociaż na lekcji matematyki niezbyt wykazuje się inteligencją (nauczyciel zadaje jej zadanie naprawdę proste, jak na trzynastolatkę, a ona nawet nie próbuje go rozwiązać). Jest jednak bardzo odważna. Widzimy jej przemianę, Kidy z naiwnego nieco dziecięcego świata, wkracza w nieco doroślejsze życie. Sporo się uczy na błędach zarówno swoich, jak i cudzych. Polubiłam też Tima i Melike, która zawsze wnosi ze sobą uśmiech i swobodę.

Słyszałam już porównania „Eleny” do innej serii o koniach, „Heartlandu”. Mimo kilku podobieństw, które widzę zwłaszcza w postaci ojców – zarówno ojcec Eleny, jak i Amy z książek Lauren Brooke, popełnili wiele błędów, ale starają się je naprawić, książki te znacznie się od siebie różnią, chociażby klimatem. „Heartland” mówi o stadninie zupełnie innej niż ta ukazana w „Elenie”. Tutaj są interesy, profesjonalizm, spore pieniądze, prestiż. Przeczytanie o tym świecie, dobrze opisanym w pierwszoosobowej narracji, było nawet interesującym doświadczeniem. Zwłaszcza dla kogoś, kto tak jak ja, bardzo lubi konie.


Mimo kilku niedociągnięć, mogę z czystym sumieniem polecić tę książkę, choć tak jak wspomniałam, raczej młodszym nastolatkom. Jestem pewna, że ja sama, kilka lat temu byłabym nią wręcz oczarowana. Teraz z kolei spędziłam przy niej całkiem sympatyczne trzy wieczory, bo lektura jest przyjemna w odbiorze i szybko się ją czyta. Jest także dosyć mądra. Mówi nie tylko i miłości do konia i nie poddawaniu się, ale też o tym, co w życiu najważniejsze, o wzajemnym zrozumieniu i problemach rodzinnych, wcale nie łatwych do rozwiązania. Uczy wybaczania.

Ja z przyjemnością sięgnę po kontynuacje. 

Cytat:
"Jak wiadomo, kiedy życie chce nam zrobić przykrą niespodziankę, nie ma co liczyć na jakiekolwiek znaki ostrzegawcze. Czasem człowiek nie zauważa nawet samego momentu, kiedy przychodzi nieszczęście". 

Ocena: 6/10


Książkę mogłam przeczytać dzięki wydawnictwu Media Rodzina. Dziękuję!


P.S. Przepraszam za tę grafikę, blog przechodzi mały remont i nagłówek nie chce mi się coś zmniejszyć. Postaram się w tym uporać w ciągu najbliższych paru dni.

15 komentarzy:

  1. Zmiany, zmiany widzę! :)
    Ale skomentuję, gdy wszystko będzie dopięte na ostatni guzik. :)
    Więc... co do książki to miałam możliwość jej przeczytania, ale odmówiłam, ponieważ... cóż. Nie znoszę koni. Denerwuje mnie w jaki sposób nagle, wszystkie nastolatki zaczęły się nimi przejmować. Denerwują mnie statusy na fb typu: "jeżdżenie na koniu to nie sport, a pasja. Nie ma życia bez koni" blablabla. Tak więc, do samych zwierząt nic nie mam, ale do nastolatek, które mogą mieć z nimi styczność, czuję wręcz obrzydzenie.
    Po książkę nie sięgnę, właśnie z powyżej opisanego powodu, niemniej, opinia zachęcająca. Poza tym chciałabym ci pogratulować raz jeszcze współpracy! :) Oby więcej takich! ^^
    W każdym razie...
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ogarniam tych zmian, koleżanka mi ładną grafikę zrobiła, a ja jestem tak tępa, że nie umiem tego wstawić... xd
      Ja właśnie konie uwielbiam, chociaż tak naprawdę nigdy regularnie nie jeździłam, bo nie mam jakoś okazji. A strasznie bym chciała, bo to cudowne zwierzęta. No bo konie to jest pasja, no ;_; xd
      Dziękuję :)

      Usuń
    2. Cóż,wiesz i w tym momencie powinnam się obrazić,cóż jestem nastolatką ,która kocha konie i one są jej całym życiem ,gdybyś kiedyś próbowała obcować z koniem może byś zrozumiała ,że koń to przyjaciel ,wysłucha cię tak jak pies ! Swojego konia cenie tak samo bardzo jak mojego chłopaka ,a mój chłopak do tego nic nie ma,więc zastanów się kilka razy za nim coś takiego napiszesz.

      Usuń
    3. Ja pojęcia nie mam, co ma do tego Twój chłopak, ale trochę dystansu - Sherry jedynie wyraziła swoje zdanie. Ja sama się z nim nie zgadzam, ale myślę, że chodziło jej o pewną przesadę - traktowanie konia jak maskotki wręcz, a nie zwierzęcia. : )

      Usuń
  2. Skoro lubisz konie to Zwiadowcy powinni Ci się spodobać :) Po książkę nie siegne, bo nie moj wiek :D
    Stella Aga (nie chciało mi się logować xd)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, leniwa ty ;p
      No ja chcę "Zwiadowców" przeczytać, no! xd

      Usuń
    2. Zwiadowcy mają to do siebie że tam świat jest słabo skonstruowany ;_; Nie da się poczuć że tego czegoś

      Usuń
    3. Serio? O! Pierwsze słyszę ;o

      Usuń
    4. Przynajmniej ja odbieram takie wrażenie. Ale możliwe że jestem przyzwyczajona do innych książek. Najpierw czytałam LOTR, Wiedźminy i Pieśń lodu i ognia, to potem coś takiego... Inny poziom D: Jest tam jedna fajna postać, to na pewno. A świat jest taki, niah, niby wszystko wymyślone, nazwy, jakieś krainy, frakcje, wierzenia... No właśnie, wierzenia? Nie zapadły mi nawet żadne w pamięć. W ogóle nie da się poczuć że tam faktycznie żyją ludzie. Są jakieś postaci, a tak poza tym? Nie wiem, tło. Puste mi się to wydaje. ale ja przeczytałam tylko dwie pierwsze książki. Może potem jest lepiej :'P

      Usuń
    5. "Pieśń lodu i ognia" dopiero przede mną, ale faktycznie po "Wiedźminie" czy "Władcy pierścieni" to niektóre książki się wydają nijakie ;)

      Usuń
    6. No dokładnie. Tak samo miałam z... Nie pamiętam dokładnie jak te książki się nazywały. "Trylogia czarnego maga"? Coś w tym stylu. Niby nawet interesujące, postaci niczego sobie i fajnie się czyta, ale coś jest nie tak : I Fantasy ogółem jest strasznie nijakim gatunkiem, może dlatego wymagam więcej.

      Usuń
    7. Fantasy nie jest nijakie, jest kochane ^^ Ale strasznie wtórne często ;/
      "Trylogii czarnego maga" czytałam tylko pierwszą część i całkowicie się z Tobą zgadzam pod tym względem ;)

      Usuń
  3. Bardzo ładna recenzja.

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty

The Hunger Games 32x32 Logo