Seria: GONE: Zniknęli # 3 i #4
Autor: Michael Grant
Wydawnictwo: Jaguar
Drugą i trzecią część serii GONE przeczytałam jedną za drugą
i recenzuję je razem, bo… bo nie chce mi się ich rozdzielać (ach, cóż za argument xD). Poza tym niektóre sceny aż mi się mieszają.
Pod koniec „Fazy pierwszej” w Perdido Beach dopiero co
skończyła się wojna. Ciągły strach panował nad dzieciakami pod kopułą ETAPu,
gdzie, przypomnę, wszyscy dorośli i młodzież powyżej 15 lat zniknęli.
Druga część rozpoczyna się trzy miesiące później. Sytuacja
wydaje się spokojniejsza. Sam jest burmistrzem, Edilio panuje nad wojskiem,
Astrid to prawa ręka Sama, Mary dowodzi w przedszkolu. Lana mieszka w hotelu,
zmęczona biegającymi za nią dzieciakami.
A Albert wciąż próbuje zarobić.
Pojawiają się jednak problemy. Najważniejszy z nich to głód.
Słodycze i przekąski dawno się skończyły, podobnie jak większość zasobów
McDonalda. Jest coraz gorzej. Zdesperowani mieszkańcy ETAPu zaczynają mordować
własne zwierzęta, by zdobyć mięso. Nikt nie chce pracować. Przyszłość rysuje się raczej w czarnych barwach.
Nastrój głodujących jest coraz gorszy. Następuje rozłam
społeczności na „odmieńców” (ludzi z mocą) i „normalnych”. Konflikty przybierają na sile.
Dodatkowa groza to Cane i przede wszystkim Drake, czający
się w pobliżu, czyhający, by uderzyć. No i potwór ze sztolni, Gaiaphage,
pragnący zniszczyć ludzkość. Nie można też zapomnieć o zmutowanych zwierzętach.
Sam obarczony zbyt dużą odpowiedzialnością zaczyna się
załamywać.
W trzeciej części początkowo znów nie jest źle. Głód wydaje
się opanowany, system walutowy Alberta się sprawdza, Drake pozornie pokonany.
Miastem rządzi Rada.
Ale Ekipa Ludzi zaczyna atakować „odmieńców”. Wyłączony prąd utrudnia codzienne życie. Pokonany Gaiaphage wciąż tkwi w umyśle Lany.
Ci którzy mieli zginąć, nie są martwi. Pierwsza para ETAPu (Sam i Astrid)
przeżywa kryzys. Pojawienie się Prorokini miesza ludziom w głowach. Mały Pete
zaczyna przegrywać w swoją grę, która okazuje się mieć znaczenie. A gdzieś na
wyspie piątka dzieciaków próbuje dostać się na stały ląd.
Autor utrzymuje poziom z pierwszej części, nieznacznie chyba
nawet go podnosząc. Dynamiczna narracja z różnych punktów widzenia nie pozwala
się nudzić. Ciągłe zwroty akcji trzymają czytelnika w napięciu. Opisy są
plastyczne, dialogi naturalne.
No i fajnie, że dowiedzieliśmy się chociaż odrobinkę o tym,
co dzieje się poza barierą.
Postacie rozwijają się, ich grono jest coraz większe. Z
„nowych” najbardziej polubiłam dzieciaki z wyspy, Sanjita i spółkę, a najmniej
Zila, podburzającego ludzi. Quinn przestał mnie irytować, Sama i Astrid nadal
uwielbiam, Drake’a się boję, a Cane i Diana zaczynają zyskiwać moją sympatię.
Ok, sympatia to może złe słowo, ale oni nie są źli do szpiku kości, jeżeli
wciąż potrafią kochać. Intryguje mnie też mały Pete.
Problematyka wciąż ta sama, choć coraz szersza. Jak rządzić?
Jak znaleźć równowagę pomiędzy ustalaniem praw, a egzekwowaniem ich? Jak mieć
wszystko pod kontrolą, jednocześnie nie stając się tyranem? I czego potrzebuje
społeczeństwo, by sprawnie funkcjonować?
Bo to właśnie zwraca moją największą uwagę w „GONE”. Nie
groza i potwory, nie samo powstanie ETAPu, tylko rada miasta i jej problemy. Sam,
przywódca, na którego głowę te wszystkie problemy spadają. Człowiek, któremu
dano całą władzę, a potem zabroniono mu robić czegokolwiek. Kłamstwa dla dobra
ogółu, które jednak do niczego nie prowadzą.
Serię czyta się coraz lepiej i już nie mogę się doczekać, aż
zacznę czwartą część. Niestety, najpierw czeka mnie lektura szkolna : /
Cytat:
"Ale kiedy rzeczywistość była beznadziejna, fantazja stawała się niemal niezbędna"
Ocena: 9/10
bardzo chcę zabrać się za tę serię. Podobno jest bardzo dobra, a Twoja opinia jedynie to potwierdza. ;D
OdpowiedzUsuńOd dawna obiecuję sobie zabrać sie za tę serię, ale zawsze coś mnie od niej odciąga. Po Twojej recenzji, to nei mogę juz tefo odkłądać :>
OdpowiedzUsuńzainteresował mnie Twój blog. ciekawie, zwięźle piszesz recenzje c:
OdpowiedzUsuńobserwujemy?
Uwielbiam tę serię ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!