Seria: Zwiadowcy #1
Autor: John Flanagan
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 320
Do przeczytania „Zwiadowców” zbierałam się naprawdę długo.
Sporą zasługę w zainteresowaniu mnie tą serią miała Stella, nieustannie
opowiadająca mi, jak świetne są te książki. Jednak wciąż pojawiało się na moim
czytelniczym horyzoncie coś innego, co odwracało moją uwagę od słynnego cyklu
Flanagana. W końcu jednak udało mi się zasiąść do czytania pierwszej części.
Czy długo wyczekiwane spotkanie z lekturą okazało się ciekawe?
Głównym bohaterem jest piętnastoletni Will, wychowanek
sierocińca przy pałacu barona Aralda. Nadszedł dzień, w którym zapadną decyzje
dotyczące przyszłości chłopaka. Mimo marzeń o nauce w Szkole Rycerskiej, główny
bohater trafia do legendarnego, owianego tajemnicą korpusu zwiadowców, jako
czeladnik mistrza Halta. Tam poznaje historię swego kraju (i nie tylko), uczy
się bycia niezauważalnym i uważnego obserwowania, bierze udział a tajnej misji
i przeżywa niezapomniane przygody.
Zacznę od tego, że „Zwiadowcy” zdają się być taką trochę
mieszanką „Harry’ego Pottera” z „Władcą pierścieni”. Świat przedstawiony niby
raczej podobny do tolkienowskiego, ale sama historia zdolnego chłopca –
sieroty przywodzi nieustannie na myśl
sagę Rowling. Nie brzmi to pewnie zbyt zachęcająco i zapowiada dość schematyczną
lekturę, prawda? Nic bardziej mylnego! Mimo pewnych schematów, podobieństwa są
subtelne, czytelnik się nie nudzi, a klimat wydaje się być taki „swojski”. Akcja
toczy się dość szybko i chociaż to pierwszy tom, więc sporo miejsca autor
poświęcił na przedstawienie postaci i nakreślenie świata, w którym rozgrywają
się wydarzenia, nie ma miejsca na nudę. Ciekawie skonstruowana, choć nie
najoryginalniejsza jak na razie fabuła, naprawdę wciąga. Świat powstały w
wyobraźni Johna Flanagana intryguje.
Przejdę może do bohaterów. Will już na wstępie zdobył moją sympatię. Jest inteligentny, zdolny i wrażliwy, ale zdarza mu się też popełniać
błędy i zachować zwyczajnie głupio (bójka z Horacem), co sprawia, że nie jest
postacią papierową. Z drugiej strony mamy Horace'a, u którego błędów jest jednak
znacznie więcej, ale chłopak rozwija się i z pewnością nie należy do postaci
negatywnych.
Poznajemy też kilku innych przyjaciół Willa z sierocińca, z
których każdy jest nieco inny, choć autor nie poświęcił im zbyt wiele czasu.
Nie było jednak chyba takiej potrzeby, ich wątki z pewnością zostaną rozwinięte
w kolejnych częściach (jeśli się mylę, dajcie znać). Uśmiech na mojej twarzy
wywoływali też Stary Bob czy wyrozumiały, wiecznie uśmiechnięty baron Arald.
Moim ulubieńcem jednak został mrukliwy, posępny, zgryźliwy, zawsze opanowany
Halt, o którym mogłabym mówić naprawdę w samych superlatywach. Nie uniknął on
co prawda podobieństwa do bohaterów znanych z innych książek (głównie widzę w
nim trochę Broma z „Eragona”), ale takich postaci nigdy dość.
Trochę gorzej wygląda sprawa wydania powieści. Naprawdę nie
wiem, co porabia korekta w wydawnictwie „Jaguar”, ale chyba niekoniecznie to,
co powinna. Błędów tutaj bez liku, a przypominam, że inne propozycje tego
wydawnictwa dbałością o poprawność też nie grzeszyły (świetna seria „GONE” i
nie najgorszy początek cyklu „Czarny Londyn”). Szkoda, że tak dobre książki pełne są usterek: interpunkcyjnych, językowych czy zwykłych literówek.
Krótko mówiąc, pierwszy tom „Zwiadowców” polecam. Mam
wrażenie, że rozpoczęłam „Ruinami Gorlanu” jakąś niezapomnianą przygodę.
Opowieść o przyjaźni, odwadze i honorze,
opowiedziana nietrudnym, ale dość interesującym językiem, mimo paru
niedociągnięć wydawniczych i podobieństwa do innych książek, na mnie wywarła
bardzo pozytywne wrażenie.
Cytat:
"Jeśli przezwyciężyłeś kogoś, nie chełp się z tego powodu. Bądź wielkoduszny, pochwal go za to, w czym dobrze się sprawił. Porażka zaboli go, ale on nie da tego po sobie poznać. Ty zaś powinieneś pokazać, że potrafisz to docenić. Pochwałą możesz zyskać sobie przyjaciela. Przechwałki to jedynie sposób na to, by przysporzyć sobie wrogów.
Ocena: 8/10
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:
Zaręczam, że rzeczywiście rozpoczęłaś niesamowitą przygodę. Osobiście spędziłam ze Zwiadowcami jedne z moich najcudowniejszych czytelniczych chwil, więc strasznie dużo Flanaganowi zawdzięcza. Pierwsze tomy czytałam z wypiekami na twarzy i wprost nie mogłam się od nich ani na moment oderwać, dalej... było gorzej, zwłaszcza ta 12 część, którą autor napisał dla kasy. Smutne.
OdpowiedzUsuńCo do 12 zdania są podzielone, ale np. 10 jest według mnie najlepszą częścią z całej serii :)
UsuńTrochę jasne, że dla kasy, przecież to jego praca, no nie? Aczkolwiek rzeczywiście smutno, jeśli jakaś seria jest ciągnięta na siłę. Na szczęście zanim dotrę do dwunastej części to trochę to potrwa. : )
UsuńWłaśnie dla mnie "Zwiadowcy" są taką niesamowitą przygodą, z którą po prostu nie chciałabym się rozstawać. I rzeczywiście ten klimat jest taki "swojski", dobrze to określiłaś :D Wiadomo też, że w fantastyce często można odnaleźć pewne schematy, ale moim zdaniem właśnie sztuką jest sprawić, że te schematy nie będą nudne i Flanaganowi się to udało.
OdpowiedzUsuńW kolejnych częściach autor rozwinie wątki innych postaci, ale nie licz, że wszystkich tak od razu. Niektórzy odgrywają istotną rolę dopiero w późniejszych częściach, albo w co którejś części, ale to dobrze :)
Uwielbiam Halta <3 Jest taki tajemniczy i intrygujący, a poza tym wydaje mi się sympatyczny pomimo pozornego ponuractwa. I te jego niektóre teksty... <3 Willa też lubię, aczkolwiek nie jest może moją ulubioną postacią. Bardziej od niego lubię właśnie Halta oraz Horace'a, bo jest taki pocieszny :D No może jeszcze nie w pierwszej części. I jeszcze jedna postać należy do moich ulubionych, ale nie pojawiła się w pierwszej części. Właściwie nie tylko jedna... Jeszcze jedna, a w sumie dwie osoby baaardzo polubiłam, chociaż na początku nikt by się tego nie spodziewał :D
W "Zwiadowcach" plusem jest też to, że akcja nie dzieje się ciągle w tym samym miejscu. Nasi bohaterowie podróżują, odwiedzają często dość odległe krainy i każda jest niepowtarzalna :)
Nie no, to dość oczywiste, że w takich seriach postacie rozwija się stopniowo, inaczej przestałyby ciekawić czytelnika.
UsuńHalt jest super. Zostanę jego uczennicą i będę zwiadowcą. Myślisz, że z czego trzeba na to napisać maturę? :D
Horace pocieszny? Tak bym go chyba nie określiła, przynajmniej na razie... Pocieszny to może być baron Arald. xD
Czekam na te niepowtarzalne krainy. : )
No bo Horace jest taki nieogarnięty momentami np. :D Ale to później.
UsuńZwiadowcy z tego, co pamiętam mi się podobali, ale czytałem to wszystko ze trzy lata temu i niekoniecznie ufam swojej opinii z tamtego okresu. Zdecydowanie najbardziej lubiłem tego poprzedniego ucznia Halta, jak on miał na imię, Gilian, coś takiego? Horace mnie irytował, Halta polubiłem. Ciekawe jest to, że po drugim tomie autor właściwie zupełnie odchodzi od fantastyki, nie ma już więcej tych potworów, które bardzo kojarzyły mi się z Eragonowymi urgalami. Jeśli chodzi o cały cykl, to nie lubię "Oblężenia Macindaw" i "Czarnoksiężnika z Północy", "Zaginione Historie" były najgorszą próbą wyłudzenia od czytelnika kasy, jaką widziałem. Chyba wyszedł też jakiś tom o dorosłym Willu i jakimś uczniu, ale uznałem, że już nie warto, szczególnie, że "Drużyna" jest niemożliwie słaba. Przepraszam za słowotok, dziękuję, dobranoc.
OdpowiedzUsuń'Drużyna' nie jest słaba :) Uwielbiam takie historie o piratach i wilkach morskich :)
UsuńO dziwo, mnie się z urgalami nic nie kojarzyło. ;o Za to historia dojścia do włądzy Morgaratha brzmiała zupełnie jak Sauron.
UsuńTeż nie ufam swojej opinii sprzed kilku lat.: )
Również zabieram się dość długo do tej lektury, może przez to, że trochę nie jest w moim typie. Prawdą jest, ze książkę kupiłam jakieś dwa lata temu i leżała bezczynnie u mnie na półce do czasu, gdy nie złapał się za nią mój brat, teraz lezy w pokoju obok wraz ze wszystkimi pozostłaymi częśćmi :)
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam, zwariowana książkoholiczka ♥
W takim razie pozostaje mi doradzić, byś jednak się za tę powieść zabrała. : )
UsuńO Zwiadowcach słyszałam tyle pozytywnych opinii, że już od dawna chcę przeczytać całą serię. Trochę martwi mnie to podobieństwo do innych powieści. Nie każdy pisarz potrafi odpowiednio je połączyć i czasami jest to okropie irytujące. Jednak zaufam Tobie i będę pozytywnie nastawiona do serii pod tym względem. Zresztą te trzy powieści, które wymieniłaś znajdują się u mnie dokładnie na podium moich ulubionych powieści fantasy, więc raczej to nie będzie problem...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
lustrzananadzieja.blogspot.com
Akurat Flanaganowi schematy wyszły nieschematycznie, więc nie trzeba się nimi zrażać. ; )
UsuńHańba, bo Zwiadowców (ileś tam tomów) mam na tablecie, w formie ebooka, ale nie mogę się w sobie zmobilizować by zacząć przygodę z tym cyklem. Przeraża mnie ilość tomów i fakt, że końca nie widać. Niekoniecznie lubię gdy serie mają ponad 7 części. Po prostu szybko się męczę i w większości przypadków, po którymś tomie, całość zaczynała mnie nudzić.
OdpowiedzUsuńAle pewnie koniec końców i tak przeczytam przynajmniej pierwszą część Zwiadowców. W końcu tak głośno o nich jest, że wstyd nie wiedzieć o co chodzi...
Pozdrawiam,
Sherry
Widzę, że "wpadłaś" w serię Zwiadowcy... Ja jej nie znam, ale już tak wiele o niej czytałam opinii, że niekiedy mam wrażenie jakbym ją już czytała ;)
OdpowiedzUsuńHah, mam koleżankę, która na obozie nawijała non-stop o obozie "Zwiadowców" i czułam sie jak gdybym sama tam była. :D
UsuńI ja do przeczytania "Zwiadowców" zabierałam się dość długo, jednak jak już to zrobiłam, to zakochałam się w tym świecie, bohaterach i ich przygodach. Co prawda, dopiero 3 tomy za mną, ale już nie mogę doczekać się lektury kolejnych części. :)
OdpowiedzUsuńPS. Podałaś zły numer tomu przy serii, na samej górze. :)
Miło wiedzieć, że kolejna osoba poleca. : )
UsuńRzeczywiście zły numer, zaraz poprawię, dzięki! ; >