Tytuł serii: Klątwa tygrysa
Poszczególne części:
- Klątwa tygrysa. Wyzwanie
- Klątwa tygrysa. Wyprawa
Autorka: Colleen Houck
Wydawnictwo: Otwarte
Uwaga!!! Recenzja obejmuje wyłącznie drugą część serii.
Druga część „Klątwy tygrysa”, literackiego debiutu
Coleen Houck zainspirowanego „Zmierzchem” i opowiadającego o nastolatce, która
pomaga dwóm indyjskim książętom w zdjęciu, klątwy zaczyna się nudnym jak flaki z
olejem opisem głównej bohaterki, Kelsey, wracającej z Indii do domu. Rozdział
ten został inteligentnie nazwany prologiem, chociaż jego akcja dzieje się na
kilka godzin (czy nawet nie) przed kolejnym rozdziałem. Właściwie nie wiem
czemu nie nazwano go zwyczajnie pierwszym
rozdziałem. Cóż, najwyraźniej autorka usilnie chciała, by w jej książce był
prolog. I o ile prolog pierwszej części serii był ciekawy, o tyle na ten drugi
brak mi słów.
Otóż Kelsey rozpacza, bo zerwała z chłopakiem, którego bardzo kocha. Czemu z nim zerwała? Nie mam pojęcia, ale cierpi przez to strasznie. Przez kilka pierwszych rozdziałów widzimy więc jak dziewczyna próbuje sobie ułożyć życie na nowo. Zostaje obsypana drogimi prezentami przez pana Kadama (jej przyjaciela z Indii) i cały czas mu wypomina, że ona przecież na nie zasługuje (całkowicie się z nią w tym momencie zgadzam). Żeby powiedzieć „dziękuję” to już na to nie wpadła.
Wybaczcie, ale ta recenzja będzie wypełniona narzekaniem na główną bohaterkę.
Mimo wszystko Kelsey radzi sobie z rozstaniem całkiem nieźle. Uczy się dobrze, zaczyna nawet chodzić na randki: z całkiem sympatycznym Chińczykiem, jakimś wesołym fanem futbolu i jeszcze jednym dość podejrzanym typem o wątpliwym uroku. Żaden z tych trzech nie jest jednak w stanie zastąpić jej Rena, więc nocami dziewczyna tuli się do pluszowego białego tygrysa (pod wpływem klątwy jej ukochany zmienia się właśnie w to zwierzę). Ren jednak również długo bez swojej lubej nie wytrzymuje, więc przyjeżdża do niej do Stanów. Zostają zaatakowani, Rena porywają ludzie Lokesha (zły czarnoksiężnik od klątwy),a Kelsey i jej, wydawałoby się przyszły szwagier, muszą go ratować. Brat Rena, Kishan, oczywiście się w niej zakochuje. Warto pamiętać, że Kishan to ten „gorszy brat”: arogancki, flirciarz itd., a Ren jest do bólu idealny. W pewnej chwili książki Kelsey wypowiada znamienne wg mnie zdanie: „Tkwimy w tym okropnym trójkącie”. No właśnie: okropnym! Trójkąt niczym żywcem ściągnięty z „Pamiętników wampirów” coraz bardziej mnie dobijał, bo oczywiście postacie są o wiele gorzej aniżeli w „Pamiętnikach” wykreowane.
Akcji w książce sporo, choć zdecydowanie mniej niż w poprzedniej części. Dialogi trochę sztuczne. Te poważne i hiperpoprawne zdania nie brzmią może źle w ustach Kishana czy Rena, bo oni mają ileś tam setek lat, ale osiemnastoletnia Kelsey wypowiadająca się niczym wytrawny dyplomata w zwykłej pogawędce o ciastkach czekoladowych to już przegięcie.POza tym utorka mogłaby odpuścić sobie dokładny opis ubrań bohaterów przy każdje możlwiej sytuacji oraz opisywania jakże fascynujących czynności typu mycie rąk itp. Ponadto „Wyzwanie” nie jest już tak przepełnione indyjską kulturą i mitologią, a seria przez to staje się mniej wciągająca. Wysunięcie na pierwszy plan wątku miłosnego nie było raczej dobrym posunięciem. Okładka także gorsza od poprzedniej, brakuje w niej tej magii.
W czym „Wyzwanie” góruje nad pierwszą częścią? Poprawiły się postacie. Zdecydowanie polubiłam Kishana, Li (wspomniany wyżej chińczyk) był sympatyczny, pan Kadam nadal ujmujący i nawet Kelsey zdobyła moją sympatię w epilogu. Miejmy nadzieję, że jej nie straci w części trzeciej, do której właśnie się zabrałam.
Mamy w „Klątwie tygrysa” magiczne przedmioty(mówcie co chcecie, ale złoty owoc, który wyczaruje każde danie, jakie tylko sobie zażyczysz to ja bym chciała) i zaklęte istoty (pomysł węża zmieniającego się w bransoletę był genialny). Tylko dlaczego elfy są jakimiś chochlikowatymi stworzonkami, które piorą ubrania i czują się zaszczycone podtrzymywaniem włosów jakiejś nastolatce, ja się pytam?! Dlaczego, no? !
Książka gorsza od swojej poprzedniczki, logika chwilami w niej zawodzi, przesłanie raczej banalne (nie wolno się poddawać itd.), ale jednak ma w sobie to coś (nie jestem do końca w stanie stwierdzić co) i ją Wam polecam. Szczególnie fanom romansideł. Lecę czytać kolejną część, przepraszam za tą nieogarniętą recenzję i pozdrawiam :)
Cytat:
„...pokonanie siebie i swoich słabości to większy sukces niż pokonanie wielotysięcznej armii.”
Ocena: 5/10
Właśnie skończyłam! I powiem, że zrobiła na mnie lepsze wrażenie niż 1, ale z recenzją czekam, aż skończę część trzecią, bo chcę zrobić takie zbiorcze podsumowanie. :)
OdpowiedzUsuńCiekawy cytat, recenzja "nieogarnięta" właśnie dzięki temu ma swój urok ;D
OdpowiedzUsuńDzięki : )
Usuń