
Autor: John Green
Wydawnictwo:Bukowy las
Ilość stron: 320
Pewnie co niektórzy z Was wiedzą już, że nie przepadam ani
za typowymi młodzieżówkami, ani za książkami, których głównym tematem jest
miłość. Nie przepadam także za tkliwymi pozycjami, które składają się z samych scen –
wyciskaczy łez. Dlatego też początkowo nie miałam najmniejszej ochoty sięgać po
słynną powieść Johna Greena, „Gwiazd naszych wina”. Jednak recenzje, które czytałam były naprawdę
zachęcające i sugerowały, że ta książka naprawdę warta jest uwagi. Że mówi co
prawda o dwojgu młodych, zakochanych w sobie ludziach, w dodatku zmagających się
ze śmiertelną chorobą, ale nie jest schematyczna i prezentuje sobą coś więcej
niż przesłodzone sceny wyznawania sobie uczuć. Jeszcze bardziej zachęciła mnie
ekranizacja, na którą wyciągnęła mnie koleżanka. I całe szczęście, że jednak to
wszystko przekonało mnie do sięgnięcia po ten bestseller.
Parę słów fabule, która, mimo wszystko, skomplikowana jednak
nie jest. Siedemnastoletnia Hazel Grace od czterech lat walczy z nowotworem. Przerzuty
do płuc sprawiły, że dziewczyna nie rusza się nigdzie bez aparatu tlenowego.
Lekarze nie dają jej szans na powrót do zdrowia. Dziewczyna nie ma zbyt wielu
przyjaciół, jest bardzo samotna. Na grupie wsparcia poznaje Augustusa –
chłopaka, dzięki któremu na nowo odzyskuje radość życia.
Czytelnik może obserwować rodzące się uczucie dwojga młodych
ludzi, którzy przecież nie różnią się od
swych rówieśników. Poza tym, że są śmiertelnie chorzy, są też zwyczajnymi
nastolatkami. To zostaje wielokrotnie podkreślone – nikt tych postaci nie koloryzuje,
nie heroizuje, brak tu zbędnego patosu, czego trochę obawiałam się w książce
tego rodzaju. To zwyczajni nastolatkowie: mający wiele wątpliwości, szukający
wsparcia u bliskich im osób, w tym przyjaciół, żartujący, mający swoje pasje i
marzenia, złoszczący się. Wszystko to jednak zostaje niestety zdominowane przez
chorobę, z którą muszą zmagać się każdego dnia, a która sprawia, że każdy dzień
może być ostatni. I chyba właśnie ten cień choroby budzi tak głęboki smutek,
kiedy czyta się tę powieść. Dobrze, że autor go nie podkreślał na każdym kroku,
a jednak pozwala go odczuć. Green naprawdę potrafi stworzyć wyjątkowy nastrój
lektury, okraszając ją dodatkowo scenami humorystycznymi – dzięki temu chwilami
mamy ochotę płakać, a chwilami się uśmiechamy, czy wręcz głośno śmiejemy. Jak w
życiu.
Wiarygodne postacie to duży plus tej powieści. Oprócz
wrażliwej, kochającej czytać Hazel i wiecznie optymistycznego Augustusa, mamy
też Issaka, przechodzącego ciężkie chwile, potrzebującego wsparcia przyjaciół,
ale i wspierającego ich. Mamy starego, zgorzkniałego pisarza, którego tragedia
z przeszłości zmieniła w opryskliwego gbura. A przede wszystkim, mamy rodziców
Hazel i Gusa, którzy muszą poradzić sobie ze świadomością, że ich dzieci są
śmiertelnie chore. Którzy muszą z tą świadomością żyć i przygotować się na
odejście ukochanych pociech, na życie po ich śmierci.
Nie powiem, że wszystko mi się podobało. Miałam problem
z konstrukcją zdań, zwłaszcza na początku książki. Niektóre brzmiały bardzo
niezgrabnie, ale nie wiem, na ile to wina autora, a na ile polskiego
tłumaczenia. Poza tym jest naprawdę świetnie. Narratorką całej powieści jest
Grace, co sprawia, że lektura ta jest zrozumiała i przyjemna w odbiorze dla
młodego czytelnika.
„Gwiazd naszych wina” to pełna uroku opowieść, mówiąca o
sprawach trudnych w niezwykle prosty sposób. Skłaniająca do refleksji, ale nie
moralizatorska. Wzruszająca, ale i zabawna. I z całą pewnością warta polecenia.
Cytat:
"... martwi widziani są tylko przez potworne pozbawione powiek oczy pamięci. Żywi, dzięki Bogu, zachowują zdolność zaskakiwania i rozczarowywania."
Ocena: 8/10
Mnie Green w 'Szukając Alaski' nie zachwycił... Może jednak tę powieść przeczytam i okaże się lepsza. :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam, że "Szukając Alaski" jest mniej ciekawa, więc na razie po nią nie sięgam. : )
UsuńNiestety, ale do mnie nie przemówiła historia serwowana przez tego autora, ogólnie coś mam nie pod drodze z Greenem;)
OdpowiedzUsuńMój problem z Greenem jest taki, że nie umie do mnie trafić. Czytam jego książki i czuję, że są dobre, ale po prostu nie daję się omamić temu wszystkiemu, a Green nie umie manipulować moimi emocjami. Dlatego jestem nim rozczarowana, mimo że szanuję "Gwiazd naszych wina", to niestety nie zrobiła na mnie ta powieść takiego wrażenia jakie chciałam, a lektura "Dziewiętnaście razy Katherine" zabiła we mnie cień sympatii do Zielonego.
OdpowiedzUsuńSzkoda. :(
Ale cieszę się, że tobie GNW przypadło do gustu. :)
Pozdrawiam,
Sherry