Wracam do żywych. Aż trudno mi uwierzyć, że ostatnią recenzję opublikowałam w lutym. Myślę jednak, że trochę przerwy wyjdzie na dobre i mnie, i blogowi, za którym się już trochę stęskniłam. Musiałam nieco odpocząć w tej maturalnej gonitwie, swoją drogą, nieco bezsensownej. Matura zdecydowanie jest przereklamowana.
Będę starała się trzymać regularnego dodawania recenzji co tydzień, w razie jakiegoś przestoju związanego np. z wakacyjnym wyjazdem, będę na bieżąco informować na facebooku.
Pozdrawiam,
wasza StrawCherry. ; )

Autor: Umberto Eco
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Ilość stron: 516
Za twórczość Umberto
Eco chciałam się zabrać już od dawna, choć planowałam zacząć od „Imienia Róży”.
Zachwalanie tego autora przez Sapkowskiego w „Historii i fantastyce”
ostatecznie mnie zmobilizowało, jednak na półce miałam akurat „Baudolina”, więc
sięgnęłam ostatecznie po tę właśnie powieść Eco.
Jak wypadło moje pierwsze spotkanie z tak słynnym pisarzem?
Jest rok 1204, trwa krucjata. Krzyżowcy plądrują
Konstantynopol. Na ulicach nie jest bezpiecznie, nawet mury świątyń nie stanowią pewnego schronienia. Miasto zaczyna płonąć. W
tym zgiełku i chaosie tytułowy Baudolino opowiada uratowanemu właśnie
bizantyjskiemu historykowi, Niketasowi, dzieje swego życia. A jest co opowiadać
– zaczynając od lat spędzonych na dworze cesarza Fryderyka Barbarossy, poprzez
studia w Paryżu, aż po wędrówkę do legendarnego królestwa Księdza Jana.
Umberto Eco odmalował fascynujący obraz średniowiecznej
Europy. Jej realia, kulturę, ludzkie myślenie. Opowiedział historię sporów
Barbarossy z miastami włoskimi, dotknął tematu wypraw krzyżowych, opisał znaną
legendę. Ubarwił to wszystko pewnymi elementami fantastycznymi (kraj diakona),
dużą dozą dystansu i poczucia humoru (dowodem na to niech będzie ten cytat: "A kiedy ładował [Noe] na arkę zwierzęta, musiał być zalany w belę, bo przesadził z komarami, a zapomniał o jednorożcach.") . To wszystko, wraz z akcją rozwijającą się
z początku powoli, później zaś coraz szybciej, wciąga czytelnia całkowicie w
świat przedstawiony przez pisarza.
Do tego w „Baudolinie” znajdziemy wiele barwnych postaci, z
tytułowym bohaterem na czele. Już od małego bardzo bystry (zwłaszcza, jeśli
chodzi o naukę języków), posiadający bujną wyobraźnię i dar przekonywania,
potrafił zjednać sobie serce cesarza Fryderyka. Przyznam, że moje też. Po
prostu nie da się go nie lubić, chociaż niezły z niego szelma. Sam Fryderyk
także zyskał moją sympatię, mimo swej zapalczywości. Polubiłam też oryginalną
kompanię przyjaciół Baudolina, mieszkańców jego rodzinnej Aleksandrii i
dociekliwego, ceniącego dobre jadło Niketasa.
Przyznaję, że styl pisania Umberto Eco jest specyficzny i
kogoś, kto nie miał z nim jeszcze styczności, może nużyć, przynajmniej
początkowo. Przy pierwszych rozdziałach dopadało mnie czasami zniechęcenie,
jednak nie na tyle, by odłożyć książkę. Z każdą stroną jednak byłam coraz
bardziej zachwycona tą opowieścią. Po mistrzowsku ukazany klimat epoki i
zaskakujące spojrzenie na historię są dowodem niezwykłego kunsztu pisarskiego i
erudycji Umberto Eco.
Problemy niektórym czytelnikom może sprawić pierwszy
rozdział – są to próby literackie Baudolina, spisane archaicznym językiem i
stylizowaną czcionką, nieprzyjemną do czytania. Jednak nie ma to wpływu na
fabułę, więc jeśli komuś nie chce się przez to brnąć, nie zrobi sobie dużej
krzywdy, omijając ten fragment.
„Baudolino” to jednak nie tylko historia o chłopcu
wychowanym na dworze cesarskim, poszukującym zaginionego królestwa. To przede
wszystkim opowieść o ludziach, o ich niekiedy naiwnej wierze we wszystko, co
się im powie, o utopii, o micie, który staje się rzeczywistością. I jako taka,
jest naprawdę godna uwagi.
Cytat:
"- Co jest mocniejsze, śmierć czy życie?
- Życie, albowiem słońce, gdy wschodzi, ma promienie świetliste i olśniewające, a gdy zachodzi wydaje się słabsze."
"- Co jest mocniejsze, śmierć czy życie?
- Życie, albowiem słońce, gdy wschodzi, ma promienie świetliste i olśniewające, a gdy zachodzi wydaje się słabsze."
Ocena: 8/10
Cieszę się, że wracasz! :) Życzę mnóstwa wytrwałości i niesłabnącej pasji!
OdpowiedzUsuńOdnośnie książki to nie jestem przekonana. I w sumie mam powody. :D Szkoła mnie wykańcza nerwowo i męczy i zbliżają się egzaminy zawodowe i ostatnie na co mam ochotę to nieco nużąca lektura. Jakkolwiek piękna by nie była - przykro mi. Nie mówię, że skreślam ten tytuł, ale na chwilę obecną, zupełnie na coś innego mam ochotę.
Ale Eco jeszcze się doczeka mojej uwagi. Prędzej czy później. :)
Pozdrawiam,
Sherry
Uch, współczuję. Ja na szczęście mam już koniec. : )
UsuńFaktycznie jeśli masz nawał obowiązków, to lepiej przeczytać coś lżejszego.
Motywy utopijne lubię :) Zaś opis książki brzmi tak znajomo i swojsko... Myślę, że kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńTytuł nie brzmi Ci swojsko? :D
UsuńOjej, zapomniałam o tytule! Pewnie, że swojsko i to jak! Rumcajsko!
UsuńRecenzja wspaniała :)
OdpowiedzUsuńDzięki. ; )
Usuń