
Reżyser: Francis Lawrence
Na podstawie: Suzanne Collins, Kosogłos
Po miłym zaskoczeniu, jakim okazała się dla mnie ekranizacja
drugiej części trylogii Suzanne Collins, z niemałą ciekawością oczekiwałam
tegorocznego „Kosogłosa”. Niestety tu już tak miło nie było.
Zacznę od tego, na co wszyscy (prawie) narzekali:
podzielenia książki na dwa filmy. I wiecie co? Nie mam nic przeciwko, bo
podział był sensowny. Nie utworzony sztucznie, nic nie rozwlekli. Naprawdę, nie
w tym tkwił problem tej produkcji.
Spytacie, w czym, w takim razie? Po pierwsze: w braku
logiki. Niby pewne rzeczy były zgodne z książką, tylko tam zostały jakoś
ukazane w sensowny sposób. Natomiast tutaj scena, w której rebelianci pod nosem
mieszkańców Kapitolu przenoszą sobie bomby (nie, to, że trwała walka, nie
sprawia, że można im przebiec tuż przed oczami!) wywołała u mnie parsknięcie
śmiechem. Tak, wyszkoleni Kapitolińczycy z pewnością daliby się nabrać na coś
takiego. Yhm. A jak odciąć im prąd, ślepną i głuchną. Były jeszcze inne takie
„kwiatki”, ale nie chcę spoilerować.

Nie tylko Katniss nie była sobą (choć to chyba wina raczej
scenariusza niż Jennifer Lawrence). Prezydent Coin (Julianne Moore) jakoś inaczej sobie wyobrażałam, chociaż to
tylko moje odczucia, a Peeta… Cóż, mam wrażenie, że nawet w tych kilku scenach,
w których się pojawił, Josh Hutcherson, nie wypadł przekonująco. Poza tym
mieliśmy też Gale’a zamieniającego się w bezdusznego żołnierza, co chyba
następuje zbyt szybko. Przynajmniej w moim odczuciu. A Finnick (Sam Claflin)
niestety prawie w tym filmie nie istnieje.

Nieźle wyglądało to wszystko także wizualnie.
Charakteryzacja jak zwykle na plus, efekty specjalne też, sceny zbiorowe dość
dopracowane. A projekt trzynastego dystryktu naprawdę może zachwycić.
Ja wyszłam z kina rozczarowana, ale chyba niektórym (z tego,
co czytam w internecie, bo na seansie, na którym byłam, ludzie na zachwyconych
nie wyglądali, a przy napisach końcowych parsknęli śmiechem) się podobało, więc
nie będę kategorycznie odradzać. Według mnie najsłabsza z dotychczasowych
części i mam nadzieję, że przyszłoroczny finał zatrze to złe wrażenie.
Książka vs. Film: Książka