Tytuł: Narrenturm
Seria: Trylogia husycka
Autor: Andrzej Sapkowski
Wydawnictwo: Supernowa
Ilość stron: 593
Oj, długo polowałam w miejskiej bibliotece na Narrenturm,
pierwszą część "Trylogii husyckiej" mojego ulubionego pisarza. W końcu wpadła w
moje łapki. Przyznam, że łapki te otwierały ją nie bez obaw, po smutnej klęsce,
którą okazała się ostatnia przeze mnie czytana powieść Sapkowskiego, „Żmija”. „Trylogię
husycką” jednak wszyscy zachwalali, a już sam jej opis z tyłu okładki uznałam
za genialny, więc czy lekturę rozpocząć
wątpliwości nie miałam żadnych. Jak się okazało, słusznie.
Młody rycerz, Reinmar z Bielawy, zwany Reynevanem, po uszy
zakochany jest w Adeli von Stercza. Sądzi nawet, że z wzajemnością. Problem
polega jednak na tym, że Adela jest zamężna, a jej szwagrowie są… dość
agresywni. Oskarżony przy okazji o herezję (bo na studiach w Pradze zdarzyło mu
się i magii nauczyć) Reynevan musi
umykać z Oleśnicy, ścigany przez braci Stercza i najętych przez nich, dość groźnych,
warto dodać, osobników. Zaczyna się pełna przygód, problemów i pościgów podróż,
podczas której czytelnik wraz z Reynevanem poznaje coraz to ciekawsze osobistości
i przygląda się terenom średniowiecznego Śląska. W tle wojny z husytami – spory
religijne, palenie na stosie, przesłuchania Świętego Oficjum i Narrenturm,
wieża błazna.
Zacznę od tego, że w „Narrenturmie” wciąż coś się dzieje.
Reynevan wpada z jednych kłopotów w drugie, a czytanie o tym jest naprawdę
zajmujące. Tu nie ma czasu na nudę. Śląsk Sapkowskiego tętni życiem, nigdy nie
wiadomo, na co można się natknąć, bo kto by się spodziewał na przykład w stodole,
w zupełnej głuszy, trafić na zebranie szlachty, biskupów i innych liczących się
akurat w polityce dotyczące antyhusyckiej krucjaty? Kto by się spodziewał, że
główny bohater, posmarowany lotną maścią, trafi na sabat czarownic? Kto by się
spodziewał, że siedząc przy ognisku z
Zawiszą Czarnym, spotkać można istotę nie z tego świata?
Skoro już mowa o Zawiszy… „Narrenturm” zaludniają postacie
nie tylko fikcyjne, ale również historyczne, takie jak wymieniony wyżej słynny rycerz
z Garbowa. W przypadku wojen husyckich Sapkowski trzyma się faktów, umiejętnie
wplatając rzeczywistą (sporą w dodatku) historyczną wiedzę pomiędzy zupełnie
nieprawdopodobne przygody Reinmara. Dla tych, którzy interesują się historią, a
zwłaszcza średniowieczem – pozycja prawie obowiązkowa.
Co do samych postaci są, jak to u Sapkowskiego zwykle bywa,
genialne. Począwszy od głównego bohatera, Reynevana. Nie przypomina on co
prawda mojego ulubieńca z wiedźmińskiego cyklu, Geralta – to zupełnie inny typ
postaci. I przyjemnie było dostrzec, że i z nim autor sobie poradził. Reinmar,
choć inteligentny i odważny, jest jeszcze młodziutkim rycerzem, naiwnym jakich
mało, a kochliwym, jak chyba nikt inny. Przy tym wszystkim, szalenie jest
jednak sympatyczny. Jego romanse, pochopne decyzje i przeróżne pomyłki,
ściągają mu na kark coraz więcej wrogów i wplątują go w coraz większe kłopoty.
Reynevan jednak na błędach się uczy, tak przynajmniej twierdzi. Nauka szłaby mu
znacznie gorzej i boleśniej, gdyby nie jego towarzysz podróży, demeryt,
Szarlej. Szarlej jest o wiele bardziej doświadczony, że tak powiem, nie da
sobie w kaszę dmuchać. Bystry, nieufny, a niekiedy i dowcipny – świetny kompan
dla Reinmara i świetna postać dla czytelnika. Równie dobrze wykreowany jest
Urban Horn, choć to mężczyzna o wiele bardziej tajemniczy. Moją sympatię
zdobyła też rezolutna szlachcianka, Katarzyna Bieberstein (czy raczej
Nikoletta).
Oprócz tego wszystkiego znajdujemy w „Narrenturmie” i wątek
fantastyczny, choć rozwija się on powoli. Kim są czarni rycerze? Kim tak
naprawdę jest Pomurnik? Czy to słynny demon, uderzający w południe?
Język jest barwny, pełen humoru, a i odpowiedni dla epoki.
Niektórych mogą jednak zmęczyć łacińskie wtrącenia, bo nie wszystkie znajdują
się w wyjaśnieniach na końcu książki. Błyskotliwy styl Sapkowskiego znów mnie
oczarował i sprawił, że pierwszy tom „Trylogii husyckiej” jest rewelacyjną
lekturą. Choć, lojalnie Was ostrzegam, że ze względu na zawiłości historyczne,
wcale nie lekturą najłatwiejszą. Jeśli więc ktoś do historii odczuwa szczególną
niechęć, niech się lepiej za tę książkę nie zabiera. Całej reszcie gorąco
polecam. Osobiście z pewnością sięgnę po kolejne części – już nie mogę się
doczekac dalszych przygód Reynevana.
Cytat:
"A ja myślę, że całe zło tego świata bierze się z myślenia. Zwłaszcza w wykonaniu ludzi całkiem ku temu nie mających predyspozycji."
"A ja myślę, że całe zło tego świata bierze się z myślenia. Zwłaszcza w wykonaniu ludzi całkiem ku temu nie mających predyspozycji."
Ocena: 10/10
Recenzja bierze udział w wyzwaniach:
Nie warto już raczej robić podsumowania czerwca, chcę Was więc tylko poinformować, że najlepszą książką maja została w Waszej ankiecie pierwsza część Opowieści z Narnii C.S. Lewisa - Lew, czarownica i stara szafa. Nowa (uboga, bo i ubogo w czerwcu było z recenzjami) ankieta już po prawej - zapraszam do głosowania! : )
Widzę, że pozycja godna uwagi
OdpowiedzUsuńWait. A Samson? O nim nie wspomniałaś. JAK MOGŁAŚ?! Ale ten. No. Jenki, nie mogłam się doczekać tej recenzji, ale wiedziałam że Ci się książka spodoba. Moja ulubiona w końcu. Znaczy się - cała trylogia. Tak więc podzielę się swoimi przemyśleniami, pozwolisz...
OdpowiedzUsuńMINUSY. Bo są. W pierwszej części trylogii jeszcze tak tego nie widać, ale upchanie miliona zdarzeń w trzech książkach było nie do końca yntelygentne. W końcu większość zdarzeń (zwłaszcza jeżeli dotyczyły przypadkowych spotkań z dawno poznanymi postaciami) powinno budzić niejakie zaskoczenie u czytelnika. A To wszystko zrobiło się po prostu monotonne. Niektóre postaci pojawiały się w najmniej oczekiwanych momentach, w najmniej oczekiwanych miejscach. Ale co to za zaskoczenie, skoro ten schemat był wałkowany przez całą trylogię. Jeszcze jednym aspektem tego problemu jest to, że w końcu sama zaczęłam się gubić i musiałam cofać się pół książki by sprawdzić kim był jakiś tam gość który raz został wymieniony z imienia i niby teraz mam pamiętać kto to taki. No. Z minusów to na tyle, dziękuje za uwagę.
Pluuuuuuusy. Moc plusów.
Zmielenie wszystkich możliwych utartych kanonów. Czyli to co jednak zaskakuje. Chociażby Reynevan. Inteligentny ale strasznie naiwny. Romantyk. Ile już takich gości było? No, z tym że z Reinmar wcale nie jest taką znowu schematyczną postacią. Jest jak gość wrzucony do złej bajki. Jego rycerskość, romantyczna dusza i dobroduszność wcale nie robią z niego ideału rycerza. W świecie Narrenturm jest on raczej idiotą, facetem niezorientowanym w realiach życia. Przepadłby gdyby nie jego przyjaciele którzy całe szczęście są bardziej "ogarnięci". No i co mnie jeszcze cieszy, on naprawdę ewoluuje jako postać. Może jeszcze nie w pierwszym tomie, ale im dalej Reynevan brnie w to całe husyckie bagno, tym bardziej da się zauważyć że facet faktycznie dojrzewa.
Ciąg dalszy komentarza za chwilę bo mi blogspot mówi że za długi PHIII.
Ciąg dalszy. Hehe
OdpowiedzUsuńPostaciiiiiiiiiii.
Kocham. Kocham. Wszystkie. Zwłaszcza Samsona i Urbana. I uważam że obydwoje nie uzyskali takiego rozwinięcia swoich historii na jakie zasłużyli. Trzecią w mojej hierarchii byłby chyba Pomurnik. I Szarlej, ale myślę że on jest podstawowym wyborem dla każdego czytelnika :'P Szczerze to boję się czegokolwiek pisać w kategorii bohaterów bo nie pamiętam co o nich było w Narrenturmie a co w reszcie książek. Tak więc, żeby nie spoilować nic już nie napiszę.
Kolejny plus zatem - miks gatunków. Książka jest książką prawdziwie historyczną, trzyma się faktów. Pomiędzy wydarzenia realne wplata fikcje i to nie byle jaką bo fantastyczną. Sama nie sądziłam, że coś takiego może się udać (bo zazwyczaj się nie udaje), ale Sapkowski do tego stopnia dobrze operuje elementami zaciągniętymi z folkloru, że wszystko wydaje się być absolutnie na miejscu. Realizmu sto procent. Wiedźmy, zmiennokształtni i latające ławki? Że niby takich rzeczy nie było na średniowiecznym Śląsku? Nie wierzę, musiały być <3
To co dla mnie jest następną zaleta wielu ludzi uznaje za minus. Atmosfera z książki na książkę robi się coraz gęstsza i mroczniejsza. Faakt, że potem nadal są niezłe żarty i niektóre zabawne dialogi pamiętam do teraz. Ale jest no... Mniej komedyjnie. W końcu ludzie umierają, trzeba zapłacić za swoje wcześniejsze błędy, niektóre historie nie kończą się nie za dobrze. To co się działo z klimatem tej książki ładnie opisywał jeden fan-art, może nawet go znajdę. Mam! O, ten: http://fc08.deviantart.net/fs70/f/2010/002/0/b/0b19e3fbd661b73fa666178b4ee9f998.jpg
Mi to pasowało. Ta zmiana atmosfery na poważniejszą sprawiła, że jeszcze przywiązałam się do postaci.
Tam tam tam ostatni plus (jest ich więcej, ale chyba dość już napisałam)
Jęęęęęzyk jest przecudny i najlepszy. No, to Sapkowski w końcu. Bohaterowie używają słów odpowiednich ich stanowi i czasom w których żyją. Chociaż nie zawsze wyrażają nimi myśli pasujące do tych czasów :) Co mnie po prostu kupiło to fakt, że w trylogii przewija się sporo średniowiecznego nazewnictwa, czy to części garderoby czy przedmiotów, czy czegokolwiek w zasadzie. Tak więc nie dość, że lektura była niezłą zabawą, to pouczającą w dodatku.
Muszę pożyczyć Ci moje audiobooki. Są cudowne. Naprawdę. Jeżeli mam do wyboru sluchać czy czytać to zazwyczaj wybiorę czytać. Ale nie w tym przypadku. Audiobuki husyckie są najlepiej wydanymi dyszkami w moim życiu. Głosy, wszelkie odłosy, muzyka. Majstersztyk i teatr dla wyobraźni.
Ahh, Po prostu kocham te książki, ok? *____________*
Zgadzam się co do wymienionych przez Ciebie minusów. Czasami gubię się w jakichś tam epizodycznych postaciach, które się nagle znikąd pojawiają. Ale chyba przywykłam. W "Wiedźminie" też mi się to zdarzało, zwłaszcza początkowo, przy całym tym politycznym shicie.
UsuńZGUBIŁAM SAMSONA. :O Jak mogłam?! Wybacz. ;_;
Też twierdzę, że Horn powinien dostać więcej uwagi. Stanowczo zasłużył.
Szarlej to w ogóle cudny jest. :D
Latające ławki były na pewno. No jak nie? Skoro my możemy we Wdzie mieć latające deski z łóżek, to oni mogli mieć ławki. ^^
Z tą zmianą atmosfery to mnie zaciekawiłaś. Ale również uważam takie rzeczy za zaletę. Zresztą, nie tylko Sapkowski posługuje się takim zabiegiem. Klasyczny przykład - Harry Potter - toż pierwsza część kończy się takim happyendem, że aż się lepi od lukru. Hue hue, bliźniacy podrzucili Harry'emu klozet do Skrzydła Szpitalnego, Hagrid dał mu album ze zdjęciami rodziców, Potterek odnalazł dom w Hogwarcie, ma przyjaciół, hihi, jak uroczo, ojej. A w kolejnych częściach patrzymy, jak umierają Syriusz, Snape, Lupin i cała reszta świetnych postaci. Chociaż happyend nadal jest.
BOSKI ART <3
Ehm, ehm, pragnę Ci przypomnieć, że do zakupu audiobooka ktoś Cię namówił. ;p
Lubię historię, więc w sumie kusi mnie ta trylogia, wydaje się ciekawa :)
OdpowiedzUsuńJak ją czytałam, to właśnie o Tobie pomyślałam, że by Ci się spodobała chyba. : )
UsuńMuszę ją wpisać na listę i może za jakiś czas przeczytam :)
UsuńZ drugiej strony może zhejtujesz, jak Grę o tron ;<
UsuńNigdy nic nie wiadomo :)
UsuńJeszcze przede mną ;)
OdpowiedzUsuńKocham średniowiecze. I łapię się na tym, że lubię Sapkowskiego (nie wiem czy wiesz, na półce czeka "Krew Elfów" z biblioteki, więc... Już wkrótce ^^). Poza tym, ciekawy wydaje mi się fakt połączenia postaci fikcyjnych z prawdziwymi. Zwłaszcza znanymi w Polsce. Takie surrealistyczne i zupełnie oryginalne. :) Ciekawe. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
O! "Krew elfów" to pierwszy tom właściwej sagi, no nie? Dopiero się zacznie^^
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń