Harry Potter Broom -->

sobota, 23 lutego 2013

[25] Żelazny Cierń

Tytuł: Żelazny Cierń
Seria: Żelazny kodeks #1

Autorka: Caitlin Kittredge

Wydawnictwo: Jaguar


„Żelazny cierń” to książka, której akcja dzieje się w dość dziwnym mieście. Lovercraft pełne jest bowiem zakładów dla obłąkanych, gdzie trzymane są osoby zarażone nekrowirusem, przyczyną szaleństwa i zmieniania ludzi w okropne istoty. Matka szesnastoletniej Aoife jest w jednym z takich zakładów (a po trochu przebywała już w każdym z nich). Dziewczyna wie, że i ona ma w swojej krwi nekrowirusa, że i ona utraci zmysły w dniu szesnastych urodzin, podobnie jak jej brat. Nekrowirus jest w jej rodzinie dziedziczny.

Aoife boi się więc swoich szesnastych urodzin. Jest utrzymanką miasta. Udało jej się zostać studentką Szkoły Maszyn w Akademii Lovercraft, a już niedługo może trafić do zakładu matki. Pewnego dnia nastolatka dostaje zaszyfrowany list od swojego brata, Condrada. Nie wierzy, że chłopak popadł w obłęd, jest pewna, że potrzebuje jej pomocy. Wspólnie z najlepszym przyjacielem, Calem, wyrusza w podróż ku posiadłości ojca, którego nigdy nie znała.

Czy strzegący miasta Nadzorcy mają rację? Czym tak naprawdę jest nekrowirus? Skąd biorą się dzieżby i ghule? Kim są Życzliwi, których najwyraźniej coś łączyło z ojcem głównej bohaterki? Kim jest Dean, poznany w trakcie podróży przewodnik? Jakie sekrety skrywa Cal?

Pierwszą rzeczą, która drażniła mnie w „Żelaznym cierniu” jest… imię głównej bohaterki. Nie mam zielonego pojęcia, jak to się wymawia, a mój mózg uparcie przekształcał je na „Aofie”. Dobra, a teraz spróbuję napisać coś sensownego na temat tej powieści.

Podoba mi się świat wykreowany przez autorkę. Znaczy, nie chciałabym w nim mieszkać czy coś (nigdy w życiu!), ale jest dość interesujący. Antyutopijny. Rządy tyrana, Maszyna dostarczająca pary jako serce miasta, kult Wielkiego Budowniczego. Technologia ponad wszystko. Wyobraźnia jest wręcz zakazana, a za czytanie „Alicji w krainie czarów” można trafić do Katakumb. Wszyscy, którzy są przeciwko reżimowi nazywani są heretykami i spotykają ich okrutne kary.

Gorzej sprawa ma się z magicznymi krainami. Elfy, czyli Życzliwi są… dziwne. Ale podejrzewam, że niewielu ludzi będzie miało z tym problem, po prostu jak dla mnie są zbyt wybuchowi. Jakiekolwiek nie byłyby elfy (nawet jeśli nazwie się je Życzliwymi) ja zawsze wyobrażam je sobie jako istoty do granic możliwości opanowane. Okrutne? Owszem. Podstępne? Zapewne. Wybuchowe? Nie.

Fabuła jest dość ciekawa. Akcja toczy się w miarę wartko, jednak niektóre momenty są odrobinkę zbyt rozciągnięte. W opisach niektórych wydarzeń się gubiłam. Nadal nie wiem, jak właściwie Aoife przedostawała się do świata Życzliwych. Nie rozumiem też wątku zaklętych królowych, ale być może wyjaśni się to w kolejnych tomach.

Oprócz tego denerwowało mnie nazywanie magii „Dziwnością”. Pewnie miałao być oryginalnie, ale zdanie „Moja dziwność się przebudziła” moim zdaniem brzmi co najmniej idiotycznie.

Rezydencja pana Graysona (ojca Aoife) jest fantastyczna. Ten dom ma po prostu duszę. I żelazne kości.

Aoife jest dosć ciekawą postacią. To pyskata, uparta dziewczyna i choć nie należy raczej do moich ulubionych postaci literackich, to coś tam w sobie ma. Podoba mi się walka, tocząca się w jej wnętrzu. Uwierzenie w magię jest dla niej trudne, bo przecież od lat wmawia jej się, że to oznaka obłędu, a czary nie istnieją. Podoba mi się, jak dziewczyna kurczowo trzyma się liczb, mechaniki i matematyki jako czegoś stabilnego i niezmiennego. Chyba zacznę inaczej patrzeć na ten niezbyt lubiany przeze mnie przedmiot. Znalazłam motywację do matematyki ;D

Pozostałe postacie są również całkiem udane. No, oprócz Cala. Nie lubię go. Nawet w końcówce nie zdobył mojej sympatii. Z kolei uwielbiam Deana. Wiem, wiem, takich postaci jest w książkach pełno, ale osobiście mam słabość do takowych typów. Wątek romantyczny między nim, a Aoife naprawdę mi się spodobał. No i warto wspomnieć o sympatycznej Bethinie. I tajemniczym Archibaldzie Graysonie przemawiającym przez karty swojego pamiętnika, co skojarzyło mi się z Tomem Riddlem w drugiej części „Harry’ego Pottera”.

„Żelazny cierń” to dość ciekawa książka dla młodzieży. Świat ciekawie przedstawiony, bardzo dobre opisy emocji i ładnie nakreślone postacie. Polecam.


Cytat:
"Wariat to jedynie określenie nadawane ludziom, którzy nie chcą wieść życia nudnego jak szara flanela"

Ocena: 6/10

środa, 20 lutego 2013

Na szklanym ekranie: Hobbit: Niezwykła podróż


A zamiast Top 10 dzisiaj kolejna notka „Na szklanym ekranie”. Mam nadzieję, że podoba Wam się ten dział. A może dać sobie z nim spokój? 


Tytuł: Hobbit: Niezwykła podróż

Reżyser: Peter Jackson

Na podstawie: John Ronald Reuel Tolkien, Hobbit, czyli tam i z powrotem.


Dla mnie, miłośniczki fantastyki, wybranie się na „Hobbita” było czymś oczywistym. To była najbardziej przeze mnie wyczekiwana premiera 2012 roku. Tym bardziej, że przenieśli go na ekrany ci sami twórcy, dzięki którym „Władca pierścieni” to genialnie zekranizowana trylogia. Oczekiwania miałam więc spore. Raczej się nie zawiodłam.

Historia Bilba Bagginsa, wyruszającego wraz z czarodziejem Gandalfem i kompanią krasnoluda Thorina w podróż, u której kresu ma czekać skradziony przez smoka Smauga krasnoludzki skarb, została przedstawiona solidnie. Jak to w fantasy, bohaterowie napotykają na swej drodze wiele przeszkód, m.in. górskie trolle, gobliny, orków i watahę okropnych wilków, zwanych wargami. Trafiają również na dwór elfa Elronda, gdzie ma miejsce tajne spotkanie Białej Rady. Bilbo zaś zdobywa magiczny pierścień w grze w zagadki z Gollumem. Jeszcze nie wie, jakie będzie to miało konsekwencje dla całego Śródziemia.
Film odrobinę się dłuży. Nie sądziłam co prawda, że będzie bardziej wciągający niż „Władca”, bo i książka nie miała znowu aż tak powalającej fabuły, ale myślę, że zrobienie trzech filmów z dwustu stron powieści to już przesada. Twórcy „Hobbita” musieli się więc ratować wciskając sceny, których próżno szukać w literackim pierwowzorze. I o ile zwariowany czarodziej Radagast był w miarę zabawny, a spotkanie Bialej Rady łączy „Hobbita” z najsłynniejszą tolkienowską trylogią, to naprawdę mogli sobie darować moment, w którym Galadriel gładzi Gandalfa po włosach (scena jest nawet w zwiastunie). Co to w ogóle miało być? o.0 Żebyście widzieli, jakie mordercze spojrzenie rzuciłam mojej przyjaciółce, która skomentowała tą scenę „ooo, urocze” xD

Aktorsko oczywiście świetnie. Każdy pasuje idealnie do swojej roli. Poza tym uwielbiam głos Golluma – wcielający się w jego postać Andy Serkis odwalił kawał naprawdę dobrej roboty. I te wszystkie krasnolud, z których każdy jest zupełnie inny *_*

Charakteryzacja, kostiumy i scenografia są rewelacyjne. Twórcy filmu ponownie zachwycili nas obrazem Śródziemia. Tam po prostu czuć magię.

Muzyka to chyba jeden z najmocniejszych punktów. Najbardziej podobała mi się piosenka krasnoludów. Jest cudna. No i przewija się w różnych tonacjach niemal przez cały film, to pomysłowe rozwiązanie.

Kocham scenę pojawiania się krasnoludów w domu Bilba. I rozróbę, którą tam zrobili :D

Co mi się nie podobało? Tak jak już wspomniałam, rozciąganie fabuły, jak najbardziej się da. No i coś, co Peter Jackson zrobił już z Aragornem we „Władcy” (i to chyba dwukrotnie), a tutaj powtórzył ten manewr z Thorinem – prawie śmierć bohatera. Wiecie, chodzi mi o moment, gdy jeden  bohaterów zostaje ciężko ranny/spada z urwiska/whatever i wszyscy już opłakują jego śmierć, ale nagle otwiera oczy/wstaje/mówi/wspina się na urwisko z powrotem/whatever. Może to ma wprowadzić dramatyzm, ale kto się da nabrać na to, że uśmiercą jedną z głównych postaci, gdzie do nakręcenia jeszcze dwie części?

Poza tym ten dzielny skok Bilba w sam wir walki pod koniec był strasznie naciągany, brakowało w nim jakiejkolwiek wiarygodności.

Niektórzy się czepiają, że twórcy nie pokazali niczego nowego. Nie  przeszkadza mi to. Przyjemnie jest powrócić do urzeczywistnionego na ekranie tolkienowskiego świata.

Szkoda, że tylko trzy nominacje do Oscara. Jak dla mnie powinna być jeszcze przynajmniej nominacja za muzykę.

Nie mogę się doczekać kolejnych części.

P. S: Pozdrawiam moją najlepszą przyjaciółkę, która przez cały seans marudziła, jaki nudny jest ten film. Nigdy więcej z Tobą do kina, kochana : P


Książka vs. Film: Remis

sobota, 16 lutego 2013

[24] Za wszelką cenę

Tytuł: Za wszelką cenę

Autor: Markus Showe

Wydawnictwo: Świat Książki




Często zapominam, czemu właściwie unikam młodzieżowych obyczajówek. Potem trafiam na coś takiego jak „Za wszelką cenę” i sobie przypominam.

Historia o dziewczynie, która za wszelką cenę chce się dostać do telewizji, robi szkolny reportaż, który może stać się jej medialną przepustką, ale zaczyna rozumieć jak działają media i mądrzeje na pierwszy rzut oka wydaje się być ciekawa. Pokazanie tego całego telewizyjnego światka od ciemniejszej strony. Uświadomienie nam, głupim czytelnikom i widzom, że programy z tego pudełka z ekranem robią nam sieczkę z mózgu to w końcu szczytny cel, czyż nie? No właśnie nie.

Chwilami mam wrażenie, że ta książka traktuje mnie jak tępego, nic kompletnie nie rozumiejącego człowieczka. Może i nieraz taka jestem, no ale bez przesady. „Za wszelką cenę” nie pokazuje niczego nowego. Wydaje mi się, że wszyscy wiemy, że telewizja nami manipuluje. No, przynajmniej większość z nas. Czy autor naprawdę myślał, że coś zmieni?

Główna bohaterka, Doro jest głupia, naiwna i irytująca. Wkurzała mnie o wiele bardziej niż nawet arogancki manipulant, Jan, bo on doskonale wiedział co robi i pomimo tego, że był pozbawiony skrupułów, to wiedział co robi. Doro zupełnie nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji swojego postępowania. Ja wiem, że o to chodziło, ale czy naprawdę szesnastoletni człowiek może być aż tak naiwny?

Fabuła nie jest w sumie taka zła. Mimo, że mnie nudziła, to wiem, że kogoś innego może wciągnąć. W sumie to się dziwię, że mnie nie zainteresowała, bo interesuję się dziennikarstwem, ale cóż...

Bohaterowie… nawet się nie wypowiem. Młodzież  w tej książce jest podzielona na biedną i bogatą. Biedni są  naiwni, głupi, wierzą we wszystko co im się powie w telewizji, chociaż zawsze mają dobre intencje często popełniają błędy (bo bogaci nimi manipulowali) i bardzo przejmują się opinią innych. Bogaci są aroganccy, wyrachowani i bezwzględni. Tylko jedna Christine jest rozsądną, zwykłą nastolatką.

Przesłanie jest dość oczywiste i całkiem mądre. Tylko moim zdaniem podane w nieodpowiedniej formie. Zamiast mówić o wadach i zaletach telewizji Markus Showe pokazuje, że telewizja to samo zło. A przecież to nie telewizja jest taka zła, tylko nasza ślepa wiara w nią. Wystarczy być widzem krytycznym. Ta powieść mówi, że dziennikarstwo powinno być obiektywne (choć takie nie jest), a sama pokazuje temat tylko i wyłącznie  z jednego punktu widzenia. Robi dokładnie to, przed czym przestrzega. Wybaczcie, ale to czysta hipokryzja.

Język jest w miarę prosty, ale raczej nie prymitywny. Dialogi wypadają… prawie wiarygodnie. Czasami autor przesadnie sili się na młodzieżowy język i to raczej nie jest udany zabieg.

Zastanawia mnie jedno… Markus Showe jest nauczycielem. Czy naprawdę tak postrzega młodzież? Jako idiotów lub brutali? Albo trafił na dziwną szkołę, albo dziwnie interpretuje rzeczywistość. Jak patrzę na moich znajomych rówieśników, to stwierdzam, że większość z nich to jednak myślący, normalni ludzie. No, zdarzają się wyjątki, ale one przecież tylko potwierdzają regułę :) Poza tym w ogóle ludzie w tej książce reagują inaczej niż w rzeczywistości. Kiedy coś nagrywasz z mikrofonem na ulicy przechodnie raczej cię unikają niż kleją się do ciebie. Wiem z robienia audycji radiowych. 

Nie polecam, chyba, że komuś się nudzi i chce się ponabijać z głupoty bohaterów.

Mój plan na najbliższy czas: unikać młodzieżowych obyczajówek jak ognia ;D


Cytat:
"Obserwowała reakcje i uczucia malujące się na twarzy koleżanek i kolegów. Dobrze wiedziała, jakich trików użyto, aby nieprawdopodobna historia, która właśnie była pokazywana na ekranie, wywoływała takie, a nie inne emocje."

Ocena: 3/10

czwartek, 14 lutego 2013

Top10: Ulubione rodziny z literatury.


Dziś pora na... Ulubione rodziny z literatury !


1. Geralt, Ciri i Yennefer
z "Wiedźmina"


Wiem, że nie byli biologiczną rodziną, ale dla nich postanowiłam zrobić wyjątek. Geralt i Yen byli przecież parą (choć z dość burzliwą historią), Ciri kochali jak własną córkę, dziewczynka również traktowała ich jak rodziców. Przeżyli wiele  przykrych chwil: jedne ich od siebie oddalały, inne zbliżały. Ich życie nie było proste. Ich choć nie zawsze się ze sobą zgadzali, każde z nich było gotowe poświęcić wszystko dla pozostałych. ich wspólne sceny zawsze mnie wzruszały. Nie byli idealni. Może właśnie dlatego tak bardzo ich lubię?
P.S. Nie mogłam znaleźć porządnego obrazka, na którym byliby całą trójką.Może to dlatego, że w durnej ekranizacji nie mają ani jednej wspólnej sceny? ;_;


2. Weasley
z "Harry'ego Pottera"


Sympatycznej, rudowłosej  rodzinki z serii o młodym czarodzieju przedstawiać chyba nie muszę, prawda? Każde z nich jest inne (no, bliźniaków czasem nie rozróżnia nawet matka). uzupełniają się wzajemnie. Są sympatyczni każdy z osobna i wszyscy razem. Sceny z nimi są pełne rodzinnego ciepła i uroku. I tylko jednego Percy'ego nie lubię


3. Flemming
z "Heartlandu"


Najbardziej rzucającą się w oczy cechą tej rodziny jest chyba to, że w trudnych chwilach jej członkowie zawsze trzymają się razem i znajdują oparcie w bliskich. To piękny wzór do naśladowania. Flemmingowie popełniają błędy, ale potrafią o nich rozmawiać i  wyciągać z nich wnioski na przyszłość. Potrafią też sobie wybaczać.


4. Kane
z "Kronik Rodu Kane"


Kanowie również trzymają sie razemw obliczu niebezpieczeństwa, nawet jeśli cały świat jest przeciwko nim. Ufają sobie bezgranicznie, choć niejednokrotnie każdy z nich ma inne zdanie na dany temat (zwłaszcza w przypadku Cartera i Sadie).


5. Errol
z "Małego Lorda"


Pani Errol i jej synek to przykład idealnych relacji matka-syn. Oboje troszczą się o siebie i darzą miłością. Źle znoszą rozłąkę, ale kobieta potrafi sprawić, by chłopiec cierpiał jak najmniej. On zaś stara się niczym jej nie zasmucać, a przysparzać coraz więcej powodów do radości. Ich wzajemna miłość i czułość wpływają pozytywnie na całe otoczenie. 


6. Folchart
z "Atramentowej Trylogii"


Miłośnicy książek, ludzie o ogromnej wyobraźni i odwadze. Bardzo sobie bliscy, poświęcają wiele dla siebie nawzajem. Nawet wieloletnia rozłąka nie rozbija tej rodziny.


7. Pevensie 
z "Opowieści z Narnii"


Rodzeństwo z Narnii zdobyło cenne doświadczeniem, jak ważna jest rodzina. Zawsze trzymają się razem, potrafią sobie wybaczać. Wspólnie zmieniają świat na lepsze i wiedzą, że bez rodzeństwa niewiele by osiągnęli. 


8. Blythe
z "Ani z Zielonego Wzgórza"


Uwielbiam ich wszystkich bez wyjątku: wesołego, sympatycznego ojca, czułą matkę o bujnej wyobraźni i całą szóstkę rezolutnych, zabawnych dzieciaków, co rusz wpadających w przeróżne tarapaty. Widzimy jak ta gromadka dojrzewa, jak kształtują się ich poszczególne charaktery, jak umacniają się rodzinne więzi. Widzimy dumę Ani i Gilberta oraz ich troskę o potomstwo. Widzimy piękny obraz idealnej wręcz rodziny. Osobiście taki dom chciałabym mieć w przyszłości: pełen szacunku i rodzinnego ciepła, taki, w którym nigdy nie jest nudno.


9. Eragon i Brom
z "Dziedzictwa"


Na skutek wielu okoliczności, Eragonowi i jego ojcu nie było dane spędzić razem zbyt wiele czasu. Chłopak dopiero po śmierci Broma, dowiedział się, kim tak naprawdę był ten mężczyzna, a mimo to, już wcześniej czuł z nim pewną więź. Brom zdążył nauczyć go wielu rzeczy, pomógł mu przetrwać. Był przy nim w najważniejszym momencie życia i pomógł mu. W końcu ocalił jego życie, poświęcając własne. I tylko szkoda, że nie starczyło mu odwagi, by spojrzeć synowi w oczy i powiedzieć prawdę, zanim było na to za późno.


10. Evardeen
z "Igrzysk Śmierci"


Od razu mówię, ze chodzi mi tu głównie o siostry i więź między nimi. No, i o ojca, którego co prawda w książce nie było, lecz był wielokrotnie wspominany, gdyż na zwłaszcza na starszą córkę miał za życia ogromny wpływ. Matki nigdy nie lubiłam i prawdopodobnie nigdy nie polubię. Wzrusza mnie natomiast troska Katniss o Prim i na odwrót. Obie bardzo się kochają. Prim jest dla Katniss całym światem, to dla niej dziewczyna chce zwyciężyć w igrzyskach. Szkoda, że spotkał je tak okrutny los.


Wyjątkowo Top 10 w czwartek, bo wczoraj... na śmierć o nim zapomniałam xD Poza tym chyba te zestawienia będą co dwa tygodnie, bo ze względu na szukanie obrazków są bardziej pracochłonne niż zwykłe recenzje (tak, wiem, jestem leniwa). 

Szperając w starych tematach Top 10 natknęłam się właśnie na ulubione rodziny. Temat mi się spodobał, więc wybrałam 10 moich ulubionych rodzin. Każda  z nich jest inna, ale mają ze sobą coś wspólnego: ich członkowie mocno się kochają, są skłonni do poświęceń dla dobra bliskich. I za to ich podziwiam : )

Pozdrawiam i zachęcam do głosowania w ankiecie na książkę/serię stycznia, która już się pojawiła po prawej stronie ; )

sobota, 9 lutego 2013

[23] Prawnik Elle Woods

Tytuł: Prawnik Elle Woods

Autorka: Amanda Brown

Wydawnictwo: Albatros



Film „Legalna blondynka” na podstawie tej książki jest sympatyczny i przypadł mi do gustu, więc i po samą powieść sięgnęłam z chęcią.

Tytułowa bohaterka, Elle Woods, jest dziewczyna przeszczęśliwą. Ma pieniądze, przyjaciółki, rozpieszczających ją rodziców, zero zmartwień i przystojnego chłopaka, który z całą pewnością niedługo jej się oświadczy. Czy aby na pewno…?  Może Warner ma inne plany na przyszłość?

Na skutek nieszczęśliwego zdarzenia, Elle musi dostać się na wydział prawa Uniwersytetu Stanford, by odzyskać ukochanego. Czy przebojowa blondynka, modelka, projektantka biżuterii, wiecznie patrząca na świat przez różowe okulary (dosłownie i w przenośni) odnajdzie się na prestiżowej uczelni? Czy rywalka do serca Warnera przeszkodzi Elle w dotarciu do celu? Jak świat młodych prawników zareaguje na studentkę, przypominającą lalkę Barbie?

Elle nie jest łatwo, ale dziewczyna nie poddaje się. Okazuje się, że z pozoru głupiutka blondyneczka jest inteligentną dziewczyną. To osóbka odważna, pewna siebie. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych, a jej wieczny optymizm bywa zaraźliwy.

Amanda Brown pisze lekkim stylem, który przyjemnie się czyta. Opisy są drobiazgowe, jednak nie nużą. Trzecioosobowej narracji nie można nic zarzucić. Jedynie dialogi bywają nieco sztuczne.

Postacie są barwne i sympatyczne. Przyznam jednak, że zdarzało mi się w nich gubić, a znajomi Elle z uczelni często mi się mylili, gdyż było ich naprawdę sporo. Polubiłam za to matkę głównej bohaterki, śmiałam się przy  większości scen z nią (jeden z popisowych tekstów tej pani w cytacie :D)

Fabuła jest prosta, ale nie nudna. Sprawa morderstwa, w której asystuje Elle, wciąga.

Ta powieść ma swój klimat. Jest zabawna i lekka. Pokazuje, że nikomu nie należy przyklejać przysłowiowej „łatki”, że każdy z nas może być kim chce. Mówi o wytrwałości i spełnianiu swoich marzeń. O przemianie, która w nas następuje wraz z wiekiem i zmianą otoczenia.

Nie jest to ambitne arcydzieło, bo nie tym miało być. To przyjemna lektura, w sam raz na zimowe wieczory . Czytając ją często się uśmiechałam i to jest chyba największa zaleta „Prawnika Elle Woods” J

Taki trochę odmóżdżacz, ale ma swój urok^^


Cytat: 
"- Idę na prawo.
[...]
- Na prawo? O czym ty mówisz? Skarbie, tam trzeba zdawać jakieś nonsensowne testy i..."

Ocena: 6/10

Książkę wygrałam w konkursie u Blair, dziękuję :)

poniedziałek, 4 lutego 2013

Podsumowanie stycznia

Minął pierwszy miesiąc nowego roku! Co przyniósł? Nawał sprawdzianów, prac domowych i zmniejszoną ilość czasu wolnego... Z utęsknieniem czekam na koniec tego tygodnia i upragnione ferie : )

Przez ten brak wolnego czasu zaczęłam zaniedbywać terminy, za co przepraszam. Postaram się ich trzymać. W soboty recenzje, w środy Top 10.

W tym miesiącu ukazały się trzy zestawienia Top 10 oraz trzy recenzje:

Najwyższą ocenę spośród nich  - 6- uzyskał zbiór opowiadań Maladie i inne opowiadania Andrzeja Sapkowskiego.



W ankiecie na książkę/serię grudnia zwyciężyła książka z serii GONE: Zniknęli. Faza Pierwsza: Niepokój autorstwa Michaela Granta



Pojawiła się za to jedna recenzja filmu z działu Na szklanym ekranie, który zamierzam prowadzić, jednak nieregularnie. Będą tu recenzje ekranizacji książek. Na pierwszy ogień poszła ostatnia część "Zmierzchu", ale spodziewajcie się też "Hobbita" (czymś się trzeba pozachwycać) i "Wiedźmina" (na coś trzeba ponarzekać). To będą nieogarnięte recenzje bez oceny, ale cóż ; )

Musze się też troszkę pochwalić. W styczniu wzięłam udział w dwóch konkursach: u Ruczka i u Blair. W obydwóch udało mi się zająć drugie miejsce : ) Organizatorkom bardzo dziękuję : )

Ale dostałam słowotoku w tym podsumowaniu : D Pozdrawiam i zapraszam do głosowania na książkę/serię października - ankieta już w najbliższych dniach. :)


sobota, 2 lutego 2013

[22] GONE. Faza czwarta: Plaga.

Tytuł: Faza czwarta: Plaga

Seria: GONE: Zniknęli # 4

Autor: Michael Grant

Wydawnictwo: Jaguar



To już moje czwarte spotkanie z Samem, Astrid, Ediliem i resztą dzieciaków z ETAPu – otoczonego nadnaturalną barierą terytorium wokół elektrowni, z którego zniknęli wszyscy powyżej piętnastego roku życia. Młodsi muszą radzić sobie sami.

Sytuacja w ETAPie nie wygląda dobrze.  Epidemia morderczej grypy zbiera swoje śmiercionośne żniwo, demon ucieka z więzienia, mały Pete, najpotężniejsza istota w tym świecie,  przeżywa trudne chwile, olbrzymie insekty… Brrr. O nich nawet nie chcę się rozpisywać.

Pod wieloma względami jest podobnie do poprzednich części i naprawdę nie wiem, co by tu jeszcze napisać. Dużo, dużo akcji. Jak zwykle. Rozwijające się postacie. Jak zwykle. I historia rodzącego się z chaosu społeczeństwa. Jak zwykle. A nie, chwila. To nie ta część.

Poziom tej serii spadł. Poprzednie trzy części są rewelacyjne, bo to coś więcej niż zwykła przygotówka. To było zagłębienie się w psychikę pozostawionych samym sobie nastolatków. Opowieść o walce o władzę i o odpowiedzialności, która się z tą władzą wiąże. Czwarta część podtrzymuje temat, ale już go nie zgłębia. Nie ma w niej żadnych nowych wniosków.

Końcówka jest świetna. To muszę przyznać. Cała przemowa Caina i tak dalej. Rewelacja. Takie fragmenty aż chce się czytać.

Ale poza tym wszystkiego jest za dużo i jednocześnie za mało, nawet nie wiem, jak to opisać. Po pierwsze zabrakło mi jakichkolwiek informacji o przedszkolu. Wiem, że Mary już nie ma, ale ktoś przecież musiał przejąć opiekę nad niemowlętami, prawda? Może i się czepiam, ale według mnie to poważne niedopatrzenie, bo w pierwszych trzech książkach na przedszkolu skupiały się spore fragmenty.

Poza tym irytuje mnie to, że bohaterowie wciąż podejmują te same błędy. Wiem, są młodzi, naiwni itd., ale to, co przeżyli powinno ich chyba czegoś nauczyć, czyż nie? Jedyną osobą, która wyciąga z czegoś jakieś wnioski wydaje się być Sam (wybaczcie, ale nadal go uwielbiam). 

Nie znaczy to, że „Plaga” mi się nie podobała, co to to nie. To świetna książka, naprawdę wciągająca. I kocham te postacie. Moim nowym ulubieńcem został Sanjit. Ten chłopak jest tak optymistyczny, a jego teksty na podryw tak rozwalające, że niemal każda scena z jego udziałem wywołuje uśmiech na twarzy.

Po prostu myślę, że było tu kilka słabszych fragmentów, czegoś zabrakło. Ale wciąż nie mogę się doczekać kolejnej powieści z tego cyklu.

Mam nadzieję, że w „Fazie piątej” autor wróci do dawnej formy.

Polecam, polecam, polecam. Mimo wszystko.


Cytat:
"Dobro i zło nie pochodzą od Boga. Są w nas. Dobrze o tym wiemy. Nawet kiedy Bóg pojawia się tuż przed nami i mówi nam wprost, że mamy zabijać, to wciąż jest złe. "

Ocena: 7/10

Recenzja krótka, ale nie będę się wciąż powtarzać, prawda? 

Jakoś w poniedziałek pojawi się podsumowanie miesiąca. Pozdrawiam : )




Popularne posty

The Hunger Games 32x32 Logo